Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No241 2C.jpg

Ta strona została skorygowana.

Szczególna rzecz, zwiastowały mu one przyszłość świetną i razem współzawodnictwo Devrient’a, które do końca życia Dawisona trwać miało. W r. 1843 dziennik niemal ustaje, rzadkich kilka wierszy, w których zapisuje wydatki, często są pisane po niemiecku.
W 1844, jadąc w lipcu do Warszawy, kilka słów notuje w Przemyślu, znudzony podróżą. Za granicę wybierał się dopiero po Wielkiéjnocy 1845 r. Drugiego sierpnia w drodze téj stanął w Krakowie, znużony nieprzyjemną podróżą, z powodu wylewu wód. Tu musiał znowu wysiąść u Pollera, bo pod Różą wszystko było zajęte. Pfeiffer, reżysser zastępujący Męciszewskiego, sam mu zaproponował, czyby nie chciał wystąpić. Ułożono się, by wracając z Warszawy, grał trzy razy: w Ślubach panieńskich, Stasiu i Nocy i poranku. W teatrze tego dnia grano Gryzeldę; garderobę i urządzenie znalazł bardzo przyzwoite, ale grę artystów nad wszelki wyraz nędzną. Podobał mu się, ale nie na scenie, Chomiński, i z nim a z Lewickim cały dzień przepędził.
Nareszcie, ostatnie karta, dnia 20-go stycznia 1845 roku, drżącą ręką napisana w nocy. „Egoista musi być jednak pożałowania godném stworzeniem. Tego wieczora przeżyłem kilka chwil prawdziwie szczęśliwych. Starając się wystawiać Wandę w korzystnych dla niéj rolach, dokazałem tyle, żem pokonał uprzedzenia hrabiego, tak dalece, iż dziś, podczas Ślubów panieńskich, osobiście oświadczył jéj swe zadowolenie. Szczęście jéj, babki, ciotki było dla mnie prawdziwą rozkoszą, czystą, jak mało przyjemności życia. Podobne chwile, pocieszam się, kwitną przecięż może tylko dla lepszych ludzi.“
Do tych lepszych ludzi należał Dawison, człowiek rzadkiego serca, który nigdy ze szlachetniejszéj drogi, ze czci cnoty i czci sztuki