Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/377

Ta strona została skorygowana.

Oboje to jednak żadnego nie uczyniło wrażenia na proboszczu, w którym uczucie litości dla nieszczęśliwego przeważało nad innemi. Miał jeszcze przytomne świeże rany, które przed nim odkrył i okropnością ich się wzdrygał. Wesołość starca, jego dowcip, smutno, dziwnie obijały się o uszy kapłana, w których tętniły jeszcze bolesne wyznania chorej duszy. Po godzinie rozmowy, gdy się przekonali oba, że jeden nie potrafi oddziałać na drugiego, Kasztelanic pierwszy wstał, by księdza pożegnać, dziękując mu za przybycie.
— Przyjmij Waćpan Dobrodziej serdeczne dzięki odemnie — rzekł stary — spodziewam się pożyć jeszcze; kto wie tam, który z nas z brzegu; jednak na wypadek wszelki dodaję przestrogę, że mój testament nie ma być czytany tylko w ogólnem zgromadzeniu całej mojej familji... Mogą być starania o pochwycenie go z rąk waszych, lecz proszę byście nikomu nawet urzędnikom nie powierzali...
— Spełnię żądanie, jeśli żyć będę — odparł ksiądz Bakałowski wstając — ale pozwólcie nawzajem pożegnać się życzeniem. Bodajby Bóg dał wam choć późno poznać prawdziwe światło wiary Chrystusowej i poczuć w sobie nieśmiertelną duszę.... Modlić się będę na waszą intencję...
Rozśmiał się Kasztelanic...
— A! a! — rzekł — stracone to modlitwy księżuniu! z mlekiem wyssałem niewiarę, nie pora się przerabiać!
— Pora! zawsze pora!
— Dla słabych — odparł stary dumnie — ale we mnie dusza silna i nieulękniona; nie obawiam się nicości która mnie czeka...
— Niech wam Bóg ześle upamiętanie! — dorzucił proboszcz spiesząc odejść, aby nie słuchać przykrych, niewiarą tchnących wyznań starca. — Niech Bóg was pocieszy i nawróci!
Zwyczajnym tylko uśmiechem pożegnał go Kasztelanic, odwrócił się niedbale i z pewnem ukontentowa-