Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/395

Ta strona została skorygowana.

— Ale poradź-że mi wprzód co mam zrobić? — zapytał Jaś.
— Natychmiast pójść nieznacznie omackiem i testament włożyć na miejsce — rzekł Sobocki — nie tracąc czasu dać znać urzędownie o śmierci nagłej do sądu, rozesłać do całej familji wiadomość.
— Po co? — spytał Jaś.
— Właśnie dla tego, że nie ma po co, to trzeba ich tu sprowadzić — śmiejąc się szydersko rzekł Sobocki — alboż ty wiesz co jest w testamencie?
— Prawda!
— Trzeba ci odegrać rolę do końca jak należy.... wezwiesz i mnie, a raczej Antosię.
— Ale... znalazłeś ją?
— Gdzie tam, ani słychu! Może dopiero dowiedziawszy się o testamencie powróci do mnie.
To mówiąc Sobocki wdział palto i płaszcz, zapalił drugie cygaro, oddał testament Jasiowi, a sam ścisnąwszy go za rękę, po cichu wymknął się za drzwi.
Jaś podumał chwilę patrząc na tajemnicze pismo, obwarowane pieczęciami, które los jego zawierało w sobie; wielką miał chętkę je otworzyć, ale niepodobieństwo wstrzymało ciekawość; ukrył je w zanadrzu i pobiegł do dworu zamknąć w biurku Kasztelanica.
Puślikowski, który się krzątał około domowego porządku i ciała, nie dojrzał jak Jasiek wcisnął się do pokoju, otworzył biurko, odsunął szufladę i rzucił w nią testament.
To dopiero spełniwszy, młody chłopak przypomniał sobie panią Tryze i pospieszył do jej pokoju.... ale w nim nie znalazł nikogo. Nikt nie widział kiedy i dokąd wyszła, co się z nią stało...
Ta wiadomość przejęła go żywo, dziwne podejrzenia zbudziły się w głowie, która wszystko przypuścić była gotowa, bo sama do wszystkiego była zdolną. Poleciał do Puślikowskiego.
— Co się stało z panią Tryze?
— Chwilą przed śmiercią Kasztelanica była u niego, słyszałem jak wyszła — odpowiedział sługa — nie