Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.
264

— Masz go pod ręką?
— No tak, bo wiem gdzie go znaleść... lubi trochę bawara, ale teraz goły, pije tylko po sześć kuflów i siedzi tu blizko kawiarni przy koziéj ulicy... czasami i cały dzień... Cóż ma począć nieszczęśliwy bez zajęcia?
— Idź go zawołaj....
Kirkuć wziął czapkę, ale w progu się zastanowił.
— Hm, rzekł, tylko to bieda że nie gada...
— Jakto!
— Albo nie umié, albo nie lubi...
— O! to idź po niego, niechybnie człek nie głupi. P. Mateusz nasunął czapkę i wymknął się zaraz, a kapitan powtórzywszy dozę wódki zwyczajną, siadł z cygarem na kanapie, różową przed sobą rozsnuwując przyszłość w marzeniach.
Niedługo jednak dano mu swobodnie bawić się temi planami, gdyż w kilka minut, otworzyły się drzwi z lekka, ukazał się w nich bardzo poważny mężczyzna w okularach, którego fizjognomja zwiastowała interes i głos wyrazisty zapytał: