Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/358

Ta strona została uwierzytelniona.
58

— Cóż więc poczniesz kochany Teosin?
— O tem jeszcze dobrze sam nie wiem, odparł młody chłopiec, pójdę zapewne drogą obraną szczęśliwie czy niefortunnie, choć wiem że nie zajdę daleko. To co widzę, nie zraża mnie, czuję że to epoka przejścia nie tylko w ideach ale w ludziach, że runie co stać nie warto, a lepsze nastąpi, że sumienie zapanować musi, a komedja skończy się wreszcie, gdy kurtyna podarta na brudną zapadnie scenę.
— Ale tym czasem? dodał przyjaciel... słuchaj no... ot tak, szczerze... bo ja cię kocham, czyby ci czem dopomódz, podeprzéć, popchnąć nie można? ułatwić drogi? zawiązać stosunki? mów... uczyniłbym chętnie cokolwiek jest w mojéj mocy...
Ofiara zrobiona była po przyjacielsku i tym tonem serdecznym, który niedopuszcza obrazy, a wywołuje wdzięczność.
Teosiowi łza zakręciła się w oku, ale głowę podniósł, potrząsł czołem i biorąc za rękę Narębskiego odpowiedział z godnością:
— Rozumiem ofiarę, ale spodziewam się,