Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/433

Ta strona została uwierzytelniona.
133

— Miła tylko dla mnie zapewne, — odparł mężczyzna widocznie trochę zmięszany, — prawdziwie nieśmiałem sobie pochlebiać, żeby krótka znajomość dawała mi prawo do ich pamięci...
— Zbytek skromności, odezwała się z kolei matka, zakrawa to na udanie, na tłum nie zwraca się oczów, ale na wybranych.
Mężczyzna zmięszał się znowu, spuścił oczy.
Miałyśmy kilka razy przyjemność widzenia pana z naszych okien, — dodała Elwira ciszéj, ale jakże się to dzieje żeśmy się nigdzie nie mogli spotkać w towarzystwach stolicy.
— Ja nigdzie nie bywam, — rzekł sucho nieznajomy.
— Jakto? nigdzie? podchwyciła Samuela.
— Tak pani.
— Cóżto, rodzaj mizantropji?
— Wcale nie, ale lubię pracować i pracuję ile mogę, mało mi potém zostaje czasu dla świata i ludzi, potrzebuję raczéj spoczynku i samotności.