Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/435

Ta strona została uwierzytelniona.
135

która pragnie zatrzymać, uciec jest niepodobieństwem; nieznajomy szedł coraz daléj a daléj.
— Więc z téj reguły tak srogiéj, — odezwała się znowu matka, — nie ma wyjątku? pan nigdzie bywać nie chce?
— Nie mogę! — rzekł znacząco nieznajomy pełnym jakichś tajemnic głosem, który Elwirze dał wiele do myślenia. Matka spojrzała nań także i umilkła; obie zafrasowały się mocno.
— U nas tak mało osób bywa, tak żyjemy w odosobnieniu od świata, — dodała pani Narębska, że gdybyś pan kiedy był łaskaw do nas zajrzeć, pewni jesteśmy, iżby go to na zgryzoty sumienia nie naraziło.
Nieznajomy skłonił się, zarumienił, ale téż Elwira niedając mu przemówić, dorzuciła.
— Doprawdy, byłoby to niedarowaném ze strony pana, gdybyśmy go nie miały widzieć u siebie...
Na to wszystko tylko ukłon był zagadkową i ostateczną odpowiedzią! nieznajomy zdjął kapelusz, obejrzał się, spostrzegł kilku