Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/478

Ta strona została uwierzytelniona.
178

Obiad noszono jéj do pokoiku, zwłaszcza dla tego, że rzadko bywał do smaku staruszce, i że przy nim niekiedy gorszące wyprawiała historje, narzekając że u niéj już jeść gotować nie umieli. Mówiono o tem głucho w dziedzińcu i stróż zaręczał, że czasem tłukła talerze i zrzucała serwetę, ale okoliczności te głęboką pokrywano tajemnicą, a syn bywał zwykle delegowany dla uśmierzenia wybuchu gniewu, który ustępował, gdy posłyszawszy jego głos udobruchała się, rozpoczynając opowiadanie w rodzaju wyżéj przytoczonych.
Zawsze jednakowo ubrana, stara Byczkowa, przywdziewała tylko jedwabny szlafrok, który umiała poznać dotknięciem, na niedzielę i święta, a idea szlafroka tego przywodziła jéj na pamięć potrzebę nabożeństwa... Brała wówczas książkę, bo zawsze udawała że widzi, kładła okulary i godzin parę, głową potrząsając nad książką, mruczała coś i wzdychała. Poczem odejmowano jéj złoty ołtarzyk i dopominała się o konfitury, które łapczywie zjadłszy, niekiedy cichym głosem dziwne śpiewała piosenki.