Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/593

Ta strona została uwierzytelniona.
33

— Adolfina, Adolfina Jordanowa!
Kapitan drgnął, przyskoczył, schwycił ją za rękę gwałtownie tak że się trochę przelękła i zawołał.
— Jak? jak?
— Jordanowa! kapitanie.
— I mówcież tu że niema opatrzności! zawołał na głos Pluta... a ja szukam Jordanów, a ja głowę łamię, by ich wynaleść? Jordanowa! O! nieoszacowana Adolfino! ty nie wiész jakie mi szczęście przynosi, że jesteś Jordanową.
— Cóż to żarty? spytała trochę urażona wdowa.
— No! no! nie posądzaj! mówię wcale serjo. Gdzie mieszkasz?
— Przy Wilczéj ulicy...
— Na Boga! gdzież to jest?
— Nie wiész?...
— Ale któż może mieszkać przy Wilczéj ulicy?
— Ja, ja... z urazą odparła Adolfina. Cóż to pan niewiész, że Wilcza wychodzi na Aleje... że ja mam ogród od alei? że mój dom...