Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/627

Ta strona została uwierzytelniona.
67

łych na drzewach, aby minąć idącą przeciw nim p. Palmer nie widząc jéj, gdy nadomiar jego kłopotów, wspaniały ów upiór stanął, uśmiechnął się, i pozdrowił go cichem francuzkiem
— Bon jour...
Zona pośpieszyła go trącić, aby wywieść z osłupienia; p. Feliks szybko zdjął kapelusz, otworzył usta, coś szepnął, i zdawał się zabity..... nie wiedział co robić. Narębscy zajmowali całą szerokość alei, Jenerałowa szła naprzeciw, nie było sposobu minąć się, a p. Julija umyślnie wstrzymawszy się, zdawała oczekiwać bliższego poznania towarzystwa, które nie domyślając się ktoby była, wielce ciekawemi mierzyło ją oczyma.
Niebieskie oczy Mani podniosły się na tę piękną, spokojną, wypogodzoną twarz kobiety, któréj wzrok także szukał jéj za Elwirą, i dwa promienie spotkały się i skrzyżowały, odwracając zaraz od siebie. P. Palmer była znowu tak panią swego wrażenia, że uśmiech wywołała na usta i poglądała po-