Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.
77

— Miejże Pan litość, miéj pan litość nademną! przerwała gorączkowo.
— Ale ja już na ten raz idę, nie ręczę tylko czy nie powrócę, gdy raz szczęśliwie na trop wpadłem — dawniéj lubiłem grać, dziś kąsać lubię — różne bywają gusta na starość.
Rozśmiał się szydersko...
— I pora też spóźniona i wizyta przydługa, kamerdyner pani gotów mnie wziąć za rodzonego jéj brata lub za to, kim kiedyś byłem w istocie... idę.
Wstał i umocował się na nogach — Jenerałowa żywo pochyliła się do szkatułki, dobyła z niéj nie licząc garść papierów, i drżącą konwulsyjnie ręką, rzuciła je w kapelusz stojący jeszcze na podłodze.
Pluta spojrzał.
— Ha! ha! rzekł, jaka pani szczodra, ale ja znowu bez liku nie biorę — le bons comptée font les bons amis, procentu liczyć nie umiem.
Usiadł na krześle, i dobywszy z kapelusza papiery, rozłożywszy je porządnie na kolanie, kiwając głową, począł liczyć po jednemu.
— Czekajże kochana Julusiu, a raczéj sza-