Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

on jak kwiat, na który zdobywa się roślina, całą potęgą w niej ukrytą i podsycaną powietrzem, światłem, rosą i deszczem niebieskim....
I tak ten pierwszy kwiat, umysł rzeźwy nie ku ziemi, z której wyszedł, ale się drze wysoko, zuchwale i zdaje mu się, że łodygą swą dotknie lazurowego niebios stropu.
Jest-że zadanie, na któreby odpowiedzi brakło młodości? nad któremby się ona zawahała? któreby ona poszanowała jako tajemnicą okryte? Zagadki wieków zdają się jej igraszką, a starość co wątpi, niepojętą chorobą; wszystkie już mając słabości ludzkie w sobie, gry ich nie pojmuje, skutkom się dziwi, radaby odbudować i nie wątpi, że to uczyni.
Ale jakże potem prędko przychodzi odczarowanie?


W okolicach Łotoczka, na małych uliczkach sąsiednich mieścili się także w wielkiej liczbie towarzysze nasi, i dla nich otworem stojąco mieszkanie Teofila służyło za płac najulubieńszej schadzki. Tu przedstawiali się i zapoznawali nowo przybyli młodzieńcy pragnący zjednoczyć ze starszą bracią, co ich poprzedziła do zdroju; tu czasem zaglądali ci, co zrzuciwszy mundur, tęsknili jeszcze za nim, i choć rzadko, zjawiał się jednak niekiedy surdut nie należącego do wielkiej korporacji akademickiej człowieka, co tu zabłądził, aby się młodym duchem orzeźwić.
Z kolei wedle fantazji Teofila gospodarza domu, który się zbyt często przerzucał w różne postacie, co Cymbusia do rozpaczy przyprowadzało — zgromadzenie też otaczające go przybierało coraz inny charakter. Literatura, medycyna, teologja, historja, otrzymywały pierwszeństwo, i wychodziły na stół chwilowo, by wkrótce potem zlecieć z niego.
Rozmowa rozpoczęta o jednem, nie długo zatrzymywała się na przedmiocie obranym, z którego spychały ją zaprzątnienie chwilowe na największe często i najzawilsze kwestje życia. Nie było przedmiotu o któ-