Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

wie możeby żelazna konieczność...
Konrad, który wszedł wystrojony chuchając w białe rękawiczki i począł serdecznie do zbytku witać po kolei wszystkich, rozbrajając żarty, które czuł, że go z powodu elegancji podejrzanej spotkać mogły — podchwycił żywo:
— Wina cięży nie tyle na Teofilu, co na społeczeństwie.
— Jakto na społeczeństwie? przerwał żywo Serapion — co ci jest?
— O tak! rzekł Konrad, Teofil nic nie winien, że wychowania jego nie zastosowano do charakteru, że jednako karmiono go jak innych, że poczciwemu ojcu dozwolono wypieścić syna. Społeczeństwo powinno było odebrać dziecie ojcu i czuwać nad niem, zrobić djagnozę umysłu i stosownie do niej postąpić. Dziś, złe dokonane, sam on tylko z tego zwątpienia dźwignąć się może wyrabiając w sobie wolę silną...
— To jest, mruknął Longin, żeby toczyć, potrzeba tokarni, a tokarnia musi być wprzód wytoczona sama...
— Czego wy chcecie odemnie? podchwycił Teofil, oglądając się po zgromadzeniu, które łoże jego otaczało... Cymbuś! nastawiaj samowarek i daj mi fajkę! Et tu Brute contra me? wyźwierzył się do Konrada — i ty elegancie, próżniaku i światowcze? Czegoż powtarzam, chcecie od nieszczęśliwego, padającego ofiarą swej żądzy nauk i sławy? Wszakżem próbował wszystkiego? wszakiem się zapalał? wszak siedziałem po nocach? chodziłem jak zwarjowany? Cóżem winien, że jak kamień od razu idę na dno i widzę marność wiedzy ludzkiej? Mogęż ja gdy mi ręce bezsilne opadną, gwałtem się skazywać na pracę, któraby była bezpłodną?
— Możesz, rzekł po cichu i zwolna Serapion, zbierając się na odwagę wystąpienia w cudzej sprawie — możesz, powtórzył, praca nie jest zabawą, — męczy, to dobrze, nuży, tak być musi, łamie człowieka, to jej powinność... Widzisz chwilami, że droga, którą idziesz, pusta, ale nie wiesz dokąd prowadzi, a iść wytrwałe potrzeba.
— Ale gdzież się zajdzie nie miłując przedmiotu? spytał Teofil, tu potrzeba miłości!