Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/145

Ta strona została skorygowana.

ludzkiej w największym rozstroju i nieładzie. Leżą w nim obok najcenniejszych zabytków, najpodlejsze rupiecie, opylone i zapomniane skarby i wysoko oszacowane lichoty. Drogi wielkie pozasypywano gruzem, manowcami porobiono ścieżki, poobalano wschody, a poprzystawiano chwiejące się drabiny... nigdzie porządku i logiki.
Nie idzie tu o formę tylko, klasyfikacje i jakiś dowolny porządek, ale o ułatwienie nauki i badania, które dziś w tym lesie jest błędnem na oślep krążeniem.
Gdybym więc tworzył utopiją dla siebie — marzyłbym sobie dziurkę przy bibliotece, celę podobną do owej szczura anachorety w holenderskim serze... Czegożby mi więcej potrzeba nad spokój i książki? życia nie pragnę, wolę na nie patrzeć zdaleka niż w cyrku pójść w zapasy. Gdybym snuł utopiją użyteczności mojej dla ludzi, chciałbym być wielkim reformatorem nauki, wskazać i przetrzebić nowe drogi, oczyścić stare, pogodzić świat z nauką, a naukę przyswoić światu, wykształcić smak ogółu... poznać wreszcie czy wielka zagadka dzisiejsza postępu jest istotnie myślą nową, czy pod wielkiem słowem czczą mrzonką... idziem-li dokąd, czy jak w zamieci kołujemy daremnie?
Na każdej stopie jest tu coś do odkrycia... chciałbym, przyznaję, odkryć coś użytecznego, wielkiego, płodnego w rezultata, ale upokorzony faktami zeznać muszę, że wszystkie odkrycia czynią się przypadkiem — niestety! a kto goni za szczęśliwym przypadkiem, ten się z nim prawie nie spotka!
Zresztą jam tylko nieznaczne kółko w tej olbrzymiej nauk machinie i jedno z najpośledniejszych... Chciałem wszystkiego, za karę nic mi przeznaczonem nie będzie, i polyhistorem, nazwiskiem pogardy pełnem, napiętnowany zostanę. Poezję czuję, ale śpiewać nie potrafię, naukę pojmę i zbiorę może pamięcią, ale jej nie posunę dalej... stróżem będę u drzwi którędy inni wchodzą i wychodzą; a jeśli po latach wielu żmudnie wypracowaną rozprawę po łacinie wydam o zatraconej jakiej księdze lub rękopiśmie, którego tylko reszty zo-