Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/156

Ta strona została skorygowana.

— E! nie sztuka tak się wykręcać, przerwał starszy ocierając usta... gadaj paniczu, kiedy mnie do tego zmuszono, cóżeś ty lepszego od drugich? Słuchałeś, będziemy słuchali i śmieli się kolei... Korona ci z głowy nie spadnie!
— Nie ciekaważ to rzecz, to co ja wam powiedzieć mogę, szepnął po cichu skromny chłopak. Sierota jak Longin, ludzkiemu miłosierdziu winienem nadzieję lepszego bytu, Ewangeliczce wiarę, którą żyję; nie snuję sobie nadziei świetnych, nie pragnę wiele, nie żądam nic... pewien jestem, że jaki stan i byt Bóg wyznaczy, z Ewangelią moją szczęśliwym będę, bo i doli i niedoli pokorą, rezygnacją, poddaniem się podołam... Nie myślę wyłamywać się z ogólnego prawa cierpienia, bo któż od niego wolen? zniosę co mi przeznaczono...
Proszę nie śmiejcie się ze mnie, wiecie wszyscy żem z jednej książki czerpał całą mądrość moją i naukę żywota, nie mogę i dziś jej zapomnieć, przychodzi mi nieustannie na myśl i usta.
Jej winienem spokój duszy, pogodę serca mojego, przygotowała mnie na wszystko, nauczyła kochać świat cały, nikim nie gardzić, a w przyszłość patrzeć spokojnie.
Nie pragnę być niczem prócz człowiekiem Ewangelii i uczniem Chrystusowym, iść z daleka w wielkie ślady i nie upaść.
Nie mam w sobie siły apostoła, ani słów proroka, nie potrafię nawracać, nie myślę też przerabiać świata i gromić tłumy, ale poczynam i kończę na sobie.
Zadanie to największe dla mnie: siebie sprostować, siebie podnieść, być samemu naprzód takim, jakim był Pan i Mistrz nasz... a światu — służyć w pokorze.
Słów takich dawno nikt z nich nie słyszał — przyznajmy tu prawdę, że duch religijny nie rozbudził się jeszcze, a szczątki XVIII. wieku silnie się czuć dawały w duchu uniwersytetu Wileńskiego.
Rzadko więc można się było spotkać z Ewangelią i otwartemi jej wyznawcami, nawet między tymi, co już nosili suknię duchowną, obojętność była największa