Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

uczę się go, a żadna nauka nie przychodzi bez pracy i zawodów, świadkiem kochany Cyryll, który nie raz dobija się zajadle dzieła in folio, najpiękniejsze na niem pokładając nadzieje, chwyta je, niesie, otwiera i znajduje...
— Wielkie nic!
— I dla takiego nic ty poświęcasz, Konradzie, wieczór w gronie przyjaciół i kolegów!
— Cóż chcecie? pijacy idą do szynku, nie prawdaż?
Przyniesiono Konradowi wyszywany jego szlafrok jedwabny, krymkę haftowaną wzorzysto i paradny bursztynem sążniowym ozdobny cybuch, a w stroju tym nowym zasiadłszy wygodnie na sofie, począł mówić, wcale się już prosić nie dając.
— Co do mnie, rzekł — z poprzedniego znacie mnie już zeznania, lubię świat z jego ułomnościami, jest to zły nałóg jak inne, ale okupuję go szczerze przyznając się do błędu. Nie sądźcie jednak przeto, żebym się kochał w świecie jakim on jest. Potrzebuje przerobienia i lada dzień dadzą mu formę nową; potrzebę te czują wszyscy, zgadzają się na nią, oczekują jej, ale korzystają z interim.
Wszystko bo jest do góry nogami... dowiodły to świeże pokuszenia reformatorów, których głos choć przeszedł niewysłuchany, nie może bez owocu pozostać. Ludzkość jest chora, lekarza szukają, ale się dotąd żaden nie zjawił, kuracja może być trudna, boleśna, bo słabość zapuszczona ale nie zrozpaczona.
Według mnie, dodał stanowczo udając więcej pewności niżeli jej miał w sobie — nie ma lepszego pomysłu nad zrównanie ludzi wychowaniem i sprowadzenie ich do jednego pośredniego mianownika. Wypędzić lub poobcinać skrzydła genjuszom, wielkich ludzi poprzycinać do miary, wyrównać wszystkich w jeden szereg, a potem... reszta pójdzie najłatwiej.
Przeszkodą do wszystkiego są to niespokojne umysły, co się pną nad inne i niepotrzebnie nami wstrząsają; poetów jak Plato wyganiam z mojej republiki, retorów także, by darmo nie bruździli, wszelką wyższość