Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/171

Ta strona została skorygowana.

— Zostawiliście mnie sobie na zakąskę, zawołał Teofil z westchnieniem, ale znacie mnie nadto, czego dziś miałem dowody, bym przed wami spowiadać się szeroko potrzebował. Nie wiem czem, a pragnąłbym być czemś wielkiem, podnieść się nad tłum, uczynić coś znakomitego, zasłużyć się ludzkości i marnie żywota nie spędzić...
Ale w duszy mojej są żywioły wszystkiego... nasiona mnogie, i w niepewności wielkiej czekam chwili natchnienia, które nie przychodzi.
Do piersi chciałbym przygarnąć świat cały, pochwycić wszystko, objąć, owładnąć, a wybrać sobie nie umiem... powiadacie mi żem poeta; ja sam nie wiem jeszcze, ale czuję że mógłbym być może poetą...
Za małem znajduję życie, za krótkiemi lata nasze na to, co mamy przed sobą do zrobienia — bo cóż można z wiedzy ludzkiej wyłączyć? co odepchnąć? co nazwać niepotrzebnem? Uśmiecha się wszystko, każdy stan ma wielkość swoją, swój urok i chwile złocistą.
— I jesteś jak ów osioł w bajce, dodał Longin, który między dwoma miarkami owsa zamiera z głodu, nie mogąc się namyśleć czy z prawej czy z lewej pochwyci?...
— Wolę być tym osłem, niż ograniczyć się jakimś ciasnym maluczkim wydziałem, jak wy, którym wystarcza staranie o chleb powszedni... i jedna ścieżka przez świat szeroki.
Nie znam siebie, ale mnie nęci wszystko co otacza... Pogląd na świat budzi we mnie artystę, piękność przemawia do serca, rozumiem język jej i chciałbym nim mówić, klękam przed obrazami malowanemi ręką Bożą i arcydziełami stworzonemi dłonią człowieka.
Czuję że schwyciłbym myśl z tej nieśmiertelnej twarzy stworzenia i użyć jej potrafił jak głoski alfabetu mojej duszy. Patrząc na Venus Medycejską, rozumiem jej twórcę i pragnę mu dorównać, przed Transfiguracją Rafaela, pojmuję kochanka Fornariny i zadanie jego życia, którem był ideał niewiasty świętością i dzie-