Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

na wiejskim cmentarzu po cichu, a książka została sierotą.
Nikt jej po nim nie odziedziczył, nikt nie śmiał sobie przywłaszczyć, należała do wszystkich i do nikogo. Zjawjała się czasem na kuchni, czasem w przedpokoju, wędrowała z jednym do kościoła, drugi ją na folwark odnosił, Wszędzie, gdzie pobyła, słowo z niej jakieś zostało, myśl, iskierka ducha... I ten co najchłodniej wziął ją w rękę nie mając co czynić, zamykał ją wstając zadumany, przejęty.
Często ona prorokowała, często odzywała się odpowiedzią, jakby wiedziała o co ją pytasz, myśl i wątpliwość odgadując potajemną.
Żywy człowiek takby nie odsłonił twej myśli jak ona, ani tak święcie poradzić potrafił. Ileś ją razy otworzył w zwątpieniu, tylekroć odpowiedziała ci jakie jest lekarstwo na rany twoje. Cudowna owa książeczka nigdy się nie okrywała pyłem. bo ją ktoś codzień otarł i tam z sobą zaniósł, gdzie najpotrzebniejszą była. Znalazł ją chory u nóg łoża, strapiony na kolanach, wahający się na drodze, którą iść był powinien.
I Serapion drugą ją zaraz spotkał na ścieżce młodości, a choć tam pokarm niebieski podzielony był oszczędnie po okruchu na każdą niedzielę, pożarł od razu wszystko, i nie odetchnął aż o twardą drewnianą oparłszy się okładkę.
Dopieroż podniósłszy czoło, spojrzał w świat... jakby go zdobył... Wiedział już wszystko i metę i drogę i czem się podeprzeć i czego obawiać i jak sobie nie wierzyć a pilnować siebie.
Ale złym trochę stał się sługą, tak się przywiązał do swej Ewangeliczki, łapano go przy niej gdy gdzieindziej mu być należało, odbierano mu ją nieraz gdy się zapomniał, ale ona do niego, on zawsze do niej powracał. Nareszcie ktoś mu ją darował, nie zaręczam żeby jej sobie sam nie przywłaszczył. Oboje wszakże byli sierotami bezpańskiemi, a Ewangeliczka nie miała właściciela, jak Serapion ojca ni matki... przybrał ją sobie za siostrę przyjaciółkę, a gdy raz uczuł że ją ma na piersi,