Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

niego jak do wszystkich należy. Możeż być inaczej, kiedy nie ma własności on sam, i parą wołów roboczych i ziarnem zapracowanem rozporządzać nie może, uti et abuti...
Przywiodłem jedno tylko pojęcie, którego mu braknie, ale ileż innych fałszywych! a któż myślał kiedy o ich sprostowaniu?
W pałacu zamierzano niektóre ulepszenia bytu włościan naśladując w tem popęd ogólny, ale gorąco nie zajmowano się niemi. Hrabina wszakże wdzięczną mi była za urządzenie lazaretów i pilność moją, choć nie byłaby darowała pewnie, gdybym śmiertelnie chorego chłopka nie porzucił dla jej zadraśnionego paluszka, paluszek hrabiny, w jej przekonaniu, wart był nieskończenie więcej niż nie jedno życie wieśniaka.
Wiedliśmy w Waliborowie żywot znośny, a dla innych może nawet wesoły, gości bywało dosyć, bo sąsiedztwo bardzo ten dom lubiło, a trzeba oddać sprawiedliwość hrabiemu, że był niesłychanie dla wszystkich uprzejmy i grzeczny. Było w tem coś i polskiej starej gościnności i francuzkich form wyszukanych, ale razem wzięte czyniło go to jednym z najprzyjemniejszych gospodarzów domu. Do nikogo jednak mocniej nie przystało serce moje, nawet do kapelana, który był poczciwy, ale opanowany namiętnostką dziecinną, tak że nie marzył jeno o myślistwie, i mszę świętą odprawiwszy wyciągał w pole, a nie wracał aż późną nocą. Marszałek dworu był ze mną zdaleka, bo się miał jako krewny państwa za człowieka innego świata, ja zaś nie tając się z mojem pochodzeniem otwarcie o niem mówiłem.
Lucja ze wszystkich była dla mnie istotą najsympatyczniejszą; powziąłem ku niej, nie miłość, bo tego uczucia nazwać mi trudno wyrazem tak wytartym, pospolicie oznaczającym szał chwilowy, — ale raczej przywiązanie braterskie i cześć poczciwą. Nasze dusze rozumiały się, charaktery przystawały, położenie nas zbliżało i nic w tem nie było zadziwiającego dla nikogo. Sądzę nawet, że się domyślano wprzódy koniecznego