Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

doczekałem tylko końca wszelkiej nadziei i pierwszej w życiu rozpaczy.
Na łożu boleści dopiero poznajesz człowieka, tu on odkrywa co ma głąb jego duszy, wiarę lub zwątpienie, tchórzliwe przywiązanie do życia, bojaźń dziecinną i wszystko złe, które taił. Ta istota dotrwała, nawet nieprzytomna, jaką była w krótkim swem życiu, z rezygnacją anielską, z pobożnością, cierpliwością i słodyczą. Ani słowem jednem nie zaprzeczyła sobie: umarła jak żyła, czystą i wielką, pojednaną z Bogiem, z uśmiechem mimo męczarni. Na chwilę przed skonaniem powróciła jej przytomność, trochę siły, mowa, ale już czuła śmierć nadchodzącą, obróciła się ku mnie i chciała mi podziękować za starania, jakieśmy około niej mieli, zdjęła mały pierścionek z turkusem z wyschłej rączki i oddała mi go z anielskim uśmiechem.
— Miałam go od ojca, rzekła, jeśli się nie obawiasz przyjm na pamiątkę odemnie ty coś mi rodziców zastąpił... niechaj ci siostrę przypomni, która się modlić będzie za ciebie. Mnie nie potrzebne było życie, ja wolę umierać...
I martwą już prawie ręką schwyciwszy dłoń moją, ze łzami w oczach modląc się skonała.
Nie wiem co się ze mną potem stało, bom nie rychło oprzytomniał, znalazłem się w swoim pokoju na łóżku sam jeden, z uczuciem jakby się życie moje skończyło i świat zamknął na zawsze... Od pierwszej chwili powrotu do siebie powiedziałem sobie że lekarzem nie będę, że nauka jest czczą, a przyszłość nic mi na ziemi dać nie może.
Ktoś tam zachorzał we dworze i przybiegli do mnie, alem rozdarł mój patent lekarza i odpowiedziałem im, że nie jestem nim więcej, porwałem kij i wyszedłem piechotą nie wiedząc gdzie mnie oczy poniosą. Sam nie wiem jak się znalazłem w kościele o mil kilka od tego miejsca i tu u ołtarza wyrzekłem ślub wiekuisty przywdziania sukni sług Bożych.
Umysł mój i serce potrzebowały się poddać pod rząd cudzy, bo sobie panować nie mogły, bezsilny,