Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/258

Ta strona została skorygowana.

Powodowicz wstrzymał mnie za rękę, bo już mu chciałem uciekać.
— Stój, rzekł zagadując, nie wyrywaj się. Jakże ci poszły egzamina? z jakiemi do nas przybywasz projektami? my tu myśleliśmy, żeby cię wyprawić za granicę...
— A ja, odpowiedziałem, przyjeżdżam wprost rzucić się do nóg matce i nie wstać aż na moje ożenienie zezwoli.
Powodowicz pobladł jak ściana, zmieszał się, zakłopotał i ściskając mnie za rękę:
— Kochany panie Albinie, rzekł — czyż zawsze jeszcze trwasz w tem jakiemś dziwacznem zakochaniu? Nie przeczę, że osoba warta twojego przywiązania, ale ty i ona macie po lat dwadzieścia i dwa, ona w kwiecie ty w pączku... ona się zestarzeje, gdy ty zaledwie dojrzewać zaczniesz, miłość zgaśnie, a niedostatek bez niej ciężej przenieść będzie. Ty jesteś rozmarzony, nieoględny, lecz my za ciebie powinniśmy mieć rozum. Majątek twój dosyć szczupły, matka wychowała cię do pieszczot i wygódek, z ubóstwem nie masz sił walczyć. Przyszłyby dzieci, oszczędność konieczna, ofiary, którymbyś ze swym charakterem nie podołał, trzeba więc, żebyś sobie powiedział, że to być nie może, matki nie dręczył, a słów prawdy i życzliwości wysłuchał.
— Nigdy i nikt, rzekłem mu na to, nie oderwie mnie od niej, — majątek jest niczem, gdzie dwoje serc wiekuiście się sobie czują potrzebnemi, gdzie jest nadziemska sympatja. Co mi to szczęście podsędkowskie jakie mi pan przedstawiasz, dodałem, co mi dostatek, gdy to co jedno życie rozjaśnić może, chcecie mi wydrzeć? na co mi chłodno obmyślane mienie, pieszczoty, wygódki, gdy ja z tęsknoty po niej, a ona za mną umierać będziemy?
— Ani ty po niej, ani ona za tobą... nie poumieracie, to pewna, odpowiedział Powodowicz, to pewna! ludzie już z miłości przestali umierać, mości dobrodzieju! Z głodu, z niedostatku, ze zgryzoty... trafia się... ale z takiej synogarliczej tęsknoty!..
— Ale ja ją kocham nad wszelki wyraz... a ona...