Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/278

Ta strona została skorygowana.

— Bo to długie dzieje; a nie życzyłbym sobie przecinać ich na dwoje.
— Wieczerza poczeka, rzekł Cyryll.
— Za pozwoleniem, przerwał Albin, wieczerza czekać nie może, lub skompromitujecie i ją i mnie zarówno, pieczyste wyschnie, kasztany ostygną i stwardnieją, ananas... pączki... wszystko w niwecz pójść może... Nie! protestuję jak najmocniej... Czyż Konrad potrzebuje tak długiego czasu?
W tej chwili obżałowany ku któremu zwracały się oczy wszystkich, ukazał z za surduta rożek białego papieru zwiastujący rękopism.
— Jakto? tyś opisał żywot swój? prozą czy wierszem?
— Autobiografia! na wzór Dycalpa! zawołał Longin.
— Coś nakształt tego — odparł Konrad z cicha, z tą różnicą, że zamiast prostej a nudnej biografii przynoszę wam bajkę...
— A bajka wedle prawideł, przerwał Cyryll, nie może być długa.
— Bajka, bo to prozą, w rodzaju tych, które stare baby opowiadają dzieciom, o królewiczu... Wy sami sobie w niej mojej biografii ukrytej i sensu moralnego dójdziecie.
— Ale to dalipan ciekawe! zawołał Teofil, ktoby się był po Konradzie żyłki autorskiej spodziewał... Miał ten żyd słuszność co się obawiał, żeby kij nie wystrzelił do niego, nigdy przewidzieć nie można, co się trafić może...
— Co dziwnego, lat dwadzieścia do tego się gotował, dorzucił Longin.
— Tak jest moi panowie — począł Konrad — nie od lat dwudziestu, ale od trzech zacząłem sobie pisać powoli, i dziś staję w zupełnej gotowości przeczytania wam pierwszej elukubracji mojej... Jest to jedyne dzieło i wydać go się nie spodziewam, ale jeśli się znudzicie pocieszajcie się tem, że wyłącznie dla was pisane było.
— Aby się wykpić od spowiedzi!
— Choćby i tak.
— Nadtoś nas zaoskomił, rzekł Albin, a wiec pora-