Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/284

Ta strona została skorygowana.

Kilka ulic, obszerny rynek, na nim wielka gospoda drewniana, gdzie Berko szynkował miód, bo już wszędzie było pełno Izraela, który zaraz pochwycił za kwaterkę — dalej kontyna drewniana; ot i miasteczko całe; Na pagórku stało zamczysko tynem do koła obwiedzione, w środku był Stołp to jest wieża kamienna wysoka na wypadek napaści, a do niej przyparte budynki drewniane, pałac coś nakształt starego szpichrza, tylko ozdobnie wyrabiany przez cieśli i pomalowany pstro i gorąco, stajnie, obory, stodoły i t. d. Król to by bowiem szlachcic i gospodarz i miał sobie folwarczek, którego urządzeniem się bawił; królowa jejmość przędła z dziewkami, a takie to było nie pyszne, że bywało, gdy Gwoździk siedzi w ganku nad misą kwaśnego mleka wieczorem, a pocznie gawędać z parobkami co konie do wody prowadzą, z wójtem, z czeladzią, gdyby nie korona na głowie rogata na czerwonej czapce, wziąłbyś go za jakiego podsędka. A stroić się też wcale nie lubił i chodził latem w płóciennym żupanie, zimą w kożuchu czarnym pokrytym szarym jedwabiem, a podpasywał się czerwonym pasem, co go sama jejmość wiązała i farbowała ze swemi dziewkami.
Gwoździk był dobroduszny, łatwy, do śmiechu skłonny, dobry mąż i ojciec, ale w królestwie gospodarz też nie lada i wiedzieli wszyscy, że gdy co kto spłata, to znów jak każe na dębie powiesić, nie ma się co wypraszać, bo się na nic nie przyda i dyndać musi. Gdy się pogniewał nie łajał, nie sierdził się, tylko pobladł, zżymnął się, a uchowaj Boże jeszcze zęby zaciął, nie można było długo popasać... żona, brat, najulubieńsi milczeli przed nim jak trusie, lub nogi za pas.
Pod ten czas, kiedy się nasza historja poczyna, król Gwoździk miał lat... chronologja niepewna, ale wyglądał na pięćdziesiąt, krępy, zdrów, silny, już nieco szpakowaty, broda, że jej nigdy nie strzygi, spadała mu po kolana, a włosy na głowie z tyłu niemal równie miał długie, choć w środku łeb świecił dobrą łysiną. Gdy na konia siadał, bywało brodę na dwoje rozdzieli, a jak się rozmacha i wiatr mu ją rozedmie, aż strach, niby dwie