Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/286

Ta strona została skorygowana.

że stara klucznica, co sobie burakiem twarz namazywała, całkiem panowanie nad nim objęła i tu z nim na zamek braterski przybyła, niby służąc córce za ochmistrzynię.
Z razu gdy go jedwabnemi sznurami skrępowanego przywieziono do Stołpca, miotał się i odgrażał na brata Cwioczek, sądząc że z nim wedle obyczaju postąpią i odjąwszy mu wszystko do ciemnicy go wrzucą; ale gdy zobaczył, że go Gwoździk szanuje i słowami prawdy opamiętywa i wolą mu daje i boleść koi a łagodzi, jak był z natury miękki i do próżniactwa skłonny, a nieład mu domowy dojadł, zgodził się zupełnie z losem swoim. W istocie na zamku brata niczego nie brakło, w koronie sobie chadzał, dziecię jego jedyne pieszczono, pił, jadł, zabawiał się, robił co chciał, o niczem nie myślał, i w końcu, gdyby go już puścili, nie poszedłby ztamtąd na powrót do siebie.
Król tedy ten bez królestwa, jakeśmy już powiedzieli, miał córkę jedynaczkę, a Gwoździk syna jedynaka, i dzieci te prawie się razem wychowywały. Królewicz dziedzic znacznego państwa zwał się Rumianek z tego podobno powodu, ze mu jakaś wróżka wianuszek z tej rośliny w kolebce przyniosła, życząc zdrowia i obdarzając nim na całe życie.
Był to chłopak hoży, rumiany, biały, dorodny, czarnooki, bystrego pojęcia, poczciwego serca, ale na nieszczęście umysłu niespokojnego, co ojca jegomości bardzo trapiło. Od kolebki prawie ani u niańki na kolanach, ani w izbie, ani w podwórcu, ani w granicach grodu i stolicy utrzymać się nie mógł. Im więcej widział, tem więcej poznać pragnął, nieustannie pytał, dowiadywał się, wyzywał, chciał się przypatrzeć, zbadać, podglądnąć i zawsze niepokoił. A choć go kołysano i uśmierzano dorastał niecierpliwy mając nadzieję, że mu ojciec cugli popuści i w świat pójść pozwoli. Było to bowiem obyczajem owego wieku, że młodzież się podróżami i przygodami bawiła, nabierając w nich doświadczenia.
Choć go matka stara, królowa Dobruchna, pieściła trochę, choć król Gwoździk kochając bardzo wiele wy-