Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/292

Ta strona została skorygowana.

zwilżyły oczy, zamalował je udanem trzpiotowstwem.
— Jedziesz braciszku! rzekła.
— Jadę siostrzyczko!
— Daleko?
— Gdzie oczy poniosą!
— Po co?
— Tego nie wiem, ale wszyscy mi mówią, że potrzeba jechać koniecznie, zdobyć parę królestw, walczyć z pół tuzinem olbrzymów, dobić się do źródła żywiącej wody, odkopać skarb jakiś, Madeja uwolnić z łoża, na którem jęczy, ogromnie się wsławić i w laurach powrócić.
— Ale do czegoż to wszystko? zapytała królewna.
— Dla tego że tak wszyscy robią i że podróże jeśli nie kształcą serca, to niezawodnie psują nogi.
— A z tych wszystkich zdobyczy gdy je posiędziesz, co uczynisz? mówiła Lala.
— Ja tak bardzo pożytku z tego nie widzę, odparł królewicz, ale jechać mi się chce, bom ciekawy przygód i muszę jeszcze w dodatku wyszukać sobie żony, któraby miała słońce na czole, księżyc na nosie i gwiazdami usiane rączki... Mówią, że taka ma być koniecznie przyszła moja żona.
Lala spojrzała na królewicza i westchnęła.
— Nie uwierzysz, rzekł Rumianek, jak mi ciebie żal opuszczać; jużbym i podróży się wyrzekł, ale mi wstyd.
— A! a mnież zostać tu samej? szepnęła królewna.
— Wszakże powrócę...
— A! powracaj prędko! powracaj!... A gdybyś zatęsknił po nas... dam ci na to lekarstwo... zostało mi to po matce, będzie razem pamiątką po mnie... Oto masz źwierciadełko, w które gdy spojrzysz, pokaże ci co my tu robiemy, i że o tobie pamiętamy. Dopóki ono obraz nasz pokazywać ci będzie czysto, znak to żeśmy o tobie, żeś ty o nas nie zapomniał, gdy w niem nie zobaczysz nic, ani matki, ani ojca, ani mnie... nie będziesz już miał po co powracać... węzeł co nas łączył zerwany będzie na wieki.