Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/293

Ta strona została skorygowana.

To mówiąc oddała mu źwierciadełko misterne, w kształcie serca wyrobione i chciała odchodzić by się swobodnie wypłakać, gdy królewicz znając się na grzeczności, ofiarował jej wzajem maleńki pierścionek i rzekł:
— Włóż go Lalu i noś na palcu, gdy spadnie to będzie znakiem, żem ja umarł, gdy uciśnie cię mocno... da ci wiedzić, że jestem w niebezpieczeństwie.
Po czem odbywszy ten obrządek starodawny, uściskali się i rozeszli, a Rumianek zaraz wyjechał w swą podróż, wziąwszy w ganku błogosławieństwo od rodziców. Towarzyszami jego dodanemi mu na tę wyprawę byli: naprzód hetman zwierza Waligóra, paziuk Motylica zwany, dworzanin Paliwoda, starszy masztalerz Maruda, miecznik Wilczyząb i błazen Liziłapa. Oprócz tych dostojników zblizka strzegących jego osoby miał siedmdziesięciu dworzan i siedmiuset siedmdziesięciu konnych dobrze uzbrojonych.
Z rynku tedy wyruszyli tak jak stali, nie wybierając wcale drogi, gdyż w takich podróżach zakazanem było zastanawiać się nad tem i musiano iść na oślep... Spuściwszy się tedy na los i instynkt koni, pofolgowali im cugli i dali ostrogę, ale tuż pod królewiczem, co było bardzo złą wróżbą, koń utknął. Maruda radził usilnie powrócić, gdyż przypomnieli sobie po niewczasie, że to był poniedziałek i baba im z wiadrami próżnemi drogę przeszła, ale Waligóra plunął na psa urok zrzucając, i wybiegli żwawo na rozstajne drogi. Tu się zatrzymali, gdyż trzysta sześćdziesiąt sześć gościńców wiodły na wszystkie strony, a konie kręciły się w różne drogi, i królewiczowski targał się młynkując w miejscu. Potrzeba było wezwać kogo aby wytłómaczył co to miało znaczyć i jak sobie postąpić należało.
Właśnie pod ogromną bryłą kamienia zastali tu siedzącą żebraczkę, która jakby na królewicza oczekiwała, wychyliła się z jamy i spytała go, dokąd myślał jechać?
— Otóż że ja sam nie wiem i dokąd i którędy, czy nie mogłabyś poradzić i ukazać?
— Na różne nogi różne są drogi, kiwając głową