Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/305

Ta strona została skorygowana.

to fenomen naturalny i w fizyce wytłómaczony. W historji naturalnej kraju naszego znany był i opisany ten rodzaj olbrzymów co maleją, gdy się im śmiało plunie w oczy, a powoli całkiem się w ziemię chowają!.. jest to olbrzym fałszywy, Gigas fallax, ale trafiemy i na lepszych.
— No, kiedy tak to co innego, odparł Rumianek, bo też to smutna rzecz na olbrzyma się zamierzyć, a z karłem bić, lub w powietrzu szablą świsnąć.
Gdy popasali trafił się im żebrak, który kości ich obiadu pozbierawszy i do torby pochowawszy okruszyny, spytany o drogę powiedział im, że są na szlaku, który od wieków zowie się gościńcem żywiącej wody i złotej jabłoni; ale tą zarosłą drogą oddawna nikt nie jeździł i nie chodził, a nie można było wiedzieć dalszego jej kierunku. Królewicz mocno się jednak ucieszył.
Rozpowiadał jeszcze starzec, że od prapradziada słyszał, jakoby przebyć trzeba było trzy przepaści, dwie góry i wiele trudów pokonać, aby się dostać do tych cudowisk, które, jak mówili ci co ich nie widzieli, miały się popsuć ze starości; i lepsze od nich sprzedawano w kramach na jarmarku po trzy grosze.
Tych już uwag zakrawających na filozofją, nie słuchał królewicz i dawszy tynfa żebrakowi pojechał dalej ze swoim orszakiem, na zdobycie marzonych skarbów i dziwów.
Słońce już zachodzić miało, gdy w dolinie pokazał się im dwór, jak się zdawało książęcy, z ogromnemi zabudowaniami do koła, a nad nim górował komin jeden tak wielki jak piramida, i z czupryny mu dymiło strasznie i ogniem buchało. Na polu też różne postrzegli osobliwości zaraz wjechawszy w to królestwo — z jednej strony na grzędach rosły w miskach polewanych kartofle ze słoniną, z drugiej z masłem, dalej z łanu żyta wprost płynący ruczaj mocno czuć było okowitą... W górze nad polem wisiały worki z deszczem, dmuchawki do robienia wiatru, parasole od skwaru słońca i różne sztuki gospodarskie, ale żywego ducha widać nie było; — wszystko tu jakoś samo się robiło