Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

niezasłużonemu płacił za łzy matki i jej sieroctwo.
Szkoły dlań były tylko odmienną zabawką, towarzysze piastunami i sługami, nauczyciele niańkami, a nauka rozrywką... Szczęśliwemu przebaczano wszystko, bo rozbrajał uśmiechem jednym. Jedno spojrzenie zdziwionych jego oczu niebieskich, w których wiecznie łza krążyła, spaść nigdy nie mogąc, przełamywało gniew i spiknioną nań niechęć, a gdy nasrożonemu rzucił się w ramiona, któżby uściskowi nie uległ?
W szkołach nabywał głodu do domu, w domu mógł szkól i towarzyszów zapragnąć, zawsze więc miał nadzieję w zapasie i tkankę do haftowania swych marzeń. Czekała nań tu matka, tam posłuszni towarzysze, którym królował.
W szkołach śpiewał im poetyczną piosnkę domowego szczęścia, przy którem przygrzewali się ci, co pustką byli otoczeni; w domu opisywał swe zwycięztwa szkolne, a matka padała przód nim na kolana i patrząc w niebieskie oczy syna, płakała z radości.
Wyrósł bo laleczką śliczną! kształtną, białą, różową, z jasnemi włosy, których tak żal było ostrzygać! takiem czułem dzieckiem, takiem serdecznie dobrem stworzeniem — możnaż go było nie kochać? Kochano go jak kwiatek wonny, który gdy zdeptany w błocie spotka nawet przechodzień, jeszcze nad nim staje i pożałuje tak wątłej istoty nielitościwie zgniecionej.
A gdy przybył pod dach rodzinny, to go otaczali wszyscy i dziwili się mu, i płakali z radości nad paniczem..
Innych czasem taka miłość psuje i szczepi w nich samolubstwo, w nim jedną tylko bojaźliwość zasiała, ale nie znał nienawiści, nie umiał inaczej jak tylko z otwartemi rękami wyjść przeciw ludziom... pragnął, potrzebował być kochanym i sam kochał wszystkich.
Jeszcze siedział na lawie szkolnej, gdy już na piersi nosił zeschłe fiolki i suche listki jakieś, dla tego dano mu to imię skromnego kwiatka, które z nim przywędrowało do Wilna. Ledwie wyszedłszy z dzieciństwa za-