Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/311

Ta strona została skorygowana.

Z rozmowy dowiedzieli się, że król Słota miał córkę jedynaczkę i Rumianek bardzo był ciekawy ją zobaczyć, ale im się nie pokazała. Dopiero gdy pozostali na noc, wieczorem wyszła w towarzystwie podeszłej ochmistrzyni na pokoje i zasiadła z daleka za herbowną zasłoną. Postać miała wspaniałą, głos miły, słowo rozumne, ale gdy przy wieczerzy odsłoniła twarz, Rumianek przeląkł się, tak była bladą i trupią. Ani kropla krwi jej nie zarumieniła, a oczy były martwe i nie zwracały się, chyba głowę obróciła w stronę. Jednak gdyby dłużej pobył, może by się i w tej zakochał, bo nie była bez wdzięku, ale rano Liziłapa przyszedł z oznajmieniem sekretnem, że panna ta córka Słoty dawno była umarłą, a ojciec ją tylko zabalsamowaną pokazywał, utrzymując przy sztucznem życiu siłą czarnoksięzką...
Choć więc Słota zabierał się im rozpocząć historję o sześćdziesięciu bohaterach swych przodkach i wielkich ich dziełach, nad któremi sam rozmyślając, nie miał czasu wziąć się do niczego, bo się obawiał aby tradycyj ze znużenia nie pozbył i nieustannie ją w sobie odświeżał rozpamiętywaniem — umknęli rano i chcieli znowu tąż samą drogą do żywiącego powrócić źródła, gdy lis, co ich tu przywiódł i nazajutrz miał odprowadzić, znikł, a sami nie umieli w pustej okolicy wynaleźć szlaku, o którym nikt zresztą nie wiedział nawet.
W wielkim tedy królewicz znalazł się frasunku i biedzie, ale nie tracąc serca, rozkazał prosto od wrót konie wszystkie skierowawszy w jedną stronę jechać stale, w jednej linii, na los szczęścia gdzie się trafić uda. Jechali tak pół dnia, nic i nikogo nie spotykając; zaczynały konie i ludzie się trudzić, gdy nade drogą jak dwie góry ukazali się dwaj olbrzymi potężni, siedzący i pilnujący wązkiego przesmyku.
Po nich poznał Rumianek, że znowu był na drodze do źródła, a rozmierzywszy okiem wielkość olbrzymów, swoją rozrachowawszy siłę i pomyślawszy co ich tam spotkać mogło, po cichu całe swe wojsko wstrzymał i