Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/315

Ta strona została skorygowana.

jowi, że z innych względów podróż ta ni w pięć ni w dziewięć. Po co się włóczyć, konie męczyć, podkowy gubić, ludzi morzyć, siebie durzyć, czas marnować? nie lepiejżeby w domu siedzieć i na grosz pracować?
Królewna była także tego zdania, że dla niebezpieczeństwa, dla fantazji się narażać wcale Rumianek nie miał potrzeby, a gdy z zapałem począł jej mówić o źródle żywiącem, o złotej jabłoni, o innych dziwach, zaśmiała się, utrzymując, że ich nigdy na świecie nie było, a bajki o tem rozsiały czarownice, aby młodzież, do której ząb miały, o zgubę przyprawić. Chwaliła także ciche życie domowe, a popierając mowę przykładem, w oczach królewicza pilnie się gospodarstwem zaprzątać zaczęła.
Jakkolwiek piękna była i miła, postrzegł się królewicz, że gdyby o niej pomyślał, a dla wdzięku się zakochał, toby go tu pewnie trzymali na uwięzi i zaprzęgli z wołem do pługa... Słudzy tam szeptali, że u Liczykrupy źwierzęta w stajni, oborze, na wsi, w trzodzie, byli to czarami poprzemieniani ludzie, dla lepszego ich użycia — a mało kto u niego na wsi i w państwie ostał się w swej skórze... Zląkł się więc Rumianek żeby i jego w bydlę robocze nie przedzierzgnął stary Liczykrupa i ta młoda czarownica, gdyż ludzi tam oprócz nich prawie nie było widać — i nazajutrz raniusieńko dał rozkazy do dalszej podróży.
A że mu znowu jakoś tęskno było na sercu, wyjął źwierciadełko aby w nie popatrzeć i porównać Pliszkę z piękną Lalą, której wspomnienie stukało mu do piersi... i znalazł nawet po tem dziewczęciu siostrzyczkę piękną, ale chmurniejszą jeszcze i smutniejszą niż wczora.
Do świtu nim Liczykrupa wstał, bo całą noc sam chodząc z grzechotką koło dworu i lamusu skarbów swych i wnuczki pilnował, — wojsko, dwór i Rumianek byli na nogach i w dalszą puścili się drogę ku źródłu, coraz ją znajdując cięższą i niebezpieczniejszą.
Kraj był znowu pusty, najeżony górami i poprzerzynany przepaścistemi doły, gdzie niegdzie sterczały