Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/323

Ta strona została skorygowana.

mocniej przejmując do szpiku, w mgnieniu oka zastudzały, Rumianek przypomniawszy sobie Jagę zagrał na zmokłej piszczałce. Napróżno... zaszelpotało coś tylko, ale się baba nie ukazała, zagrał raz drugi głośniej i trzeci, aż nad głową swą usłyszał pukanie. Znać czarownica wlecić do środka nie miała kędy i nie rychło przedrapawszy z góry dziurkę maleńką, zapytała czegoby żądał?
Zapytanie dowodziło, jak baba była głupia, choć czarownica, bo się sama nie domyśliła niebezpieczeństwa.
— Ognia moja dobrodziejko lub zginę! zawołał królewicz — okrążają mnie i duszą ciemności.
Na to Jaga poradzić nie umiała przez skałę, i życzyła tylko szukać patyków, aby z nich tarciem dobyć płomienia.
Królewicz tedy z Motylicą, nie mając innego drzewa, ujęli dwa trzonki od bizunów, które nosili za pasem, i nie prędzej z nich jak we cztery tygodnie jakoś ognia dostali, aby zgasłą zapalić pochodnię; ruch i transpiracja nie dały im zginąć.
Przy świetle ukazała się pieczara ogromnie rozległa, a w koło niej rzędami stojące kufry żelazne bardzo porządnie ponumerowane, ale wszystkie z wiekami podniesionemi i puste.
Pełno w nich było tylko niedojedzonych od szczurów rewersów dziwnych, świadczących że ze skarbu tego wszystkie narody zabrały co mogły, a nikt grosza procentu ani kapitału nie oddał.
Po długiem poszukiwaniu pokazała się tylko jedna skrzynia zaparta, ale że zamki miała djamentowe, niczem ich otworzyć ani złamać nie było podobna. Widząc to, królewicz powiedział sobie, że w niej także musiały być papiery, lub próżną stała zapewne, boby ją dotąd odbito lub rozłamano jakimkolwiek sposobem.
Usiłowali dla ciekawości wyczytać niektóre z rewersów pisanych hieroglyfami, gwoździkami, węzełkami i punktami, żeby się coś z nich dowiedzieć, ale nie bardzo je zrozumieć mogli, choć w każdym stało co wziął naród jaki i na co miał obrócić. Zdziwili się tylko ile