Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

szego kocham ciebie... i dni szczęśliwe rysy wiekuistemi, odmalowały się w ich sercach. W dziejach tych były cuda niepojęte i legendy bajeczne... były przeczucia i sny, spotkania dziwne, myśli wspólne i odgadnięte o mil sto... a! czegóż tam nie było! A jakaż przyszłość w gniazdeczku ze mchów i pyłów kwiatowych usłanem... roiła się obojgu, a jakie śpiewały jej pieśni anielskie...
Albin nie żył tylko Anusią, Anna nim tylko, ale się rozdzielić musieli i płakać. Nikt z nas nie śmiał żartować z biednego Albina, który najsroższego rozbroić umiał rumieńcem i uściskiem, po cichu tylko szydzono z biednego Fijołka, choć zaprawdę miłość ta była tak śliczna, tak czysta, tak rzewna i poczciwa, że najzepsutszy z ludzi co w serce wierzyć przestał, jeszczeby nad nią zadumał się i westchnął. On ją miał za tak naturalną i konieczną, że się innym dziwił przekonany, iż mu się tylko do swoich nie przyznawali, pewien że każdy coś na piersiach nosić musiał, za czemś tęsknić, czegoś pragnąć i wyglądać.
Czytał najwięcej o tem uczuciu, które go zajmowało, myślał o niem, żył niem, a resztę miał za dodatek mniej ważny...
Byle go Anusia kochała, świat się mógł do góry przewrócić, a narody powymierać z moru i pozarzynać wojną. Albinowi łzę by to wycisnęło z oka, ale nie zdawało się nadzwyczajnej wagi... miłość jego ważniejszą dlań była nad wszystko.
— Fijołku kochanie, mawiano czasem do niego, możnaż tak utopić się w jednem uczuciu? A jeśli los, wypadek, zdrada zakrwawią ci pierś, w czem znajdziesz ratunek? ku czemu się wówczas obrócisz?
On uszy zatykał słuchać nie chcąc i uciekał.
— Nie mówcie mi nic, wołał, nielitościwi szydercy, niepohamowani sceptycy? Wyście inaczej stworzeni chyba! egoiści, zawsze o sobie myślicie tylko.
Zdawał się nie domyślać, że Anusia była dlań obrazem odbitym własnej postaci, a miłość jego najszaleńszym z egoizmów, przystrojonym poetycznie.