Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/333

Ta strona została skorygowana.

dzała tak wielki tłum w niej się babrał... a czysty jak łza strumyk nieopodal od krynicy zmienił się w błotnistą kałużę.
Źródło żywota stało się sadzawką nieczystości. Królewicz ujrzawszy to rzewnie zapłakał, a gdy mu żydek w podejrzanej szklaneczce przyniósł do napicia zaczerpniętego napoju, odepchnął źródlaną wodę, zsunął się z konia bezsilny, rozkazał rozbić namioty.
Może oddalenie od Kuki, może znużenie podróżne, czy inne powody takim smutkiem serce jego przejęły, że mu się życia, przygód i wszystkiego odechciało... Upadłszy na ziemię ledwie do niej głowę przyłożył, usnął snem twardym i głębokim.
Gdy się przebudził i otworzył oczy, nie rychło mógł się opamiętać i przypomnieć, gdzie się znajduje i co go otacza, — dwór cały spał jeszcze, słońce świeciło jasno, a u źródła kręcili się już kupczyki i przekupnie roznosząc wodę w wiadrach, cebrzykach i kubkach.
Na duszy dziwnie tęskno zrobiło się królewiczowi, mimowolnie przyszedł mu na myśl chybiony cel podróży, daremnie opuszczony dom rodzicielski, Stołpiec, ojciec, matka, śliczna Lala z uśmiechem na ustach, zielone lasy okolicy, szerokie łąki kwiatami usiane, i spokój którego od niepamiętnych czasów państwo króla Gwoździka używało. Wyjął źwierciadło i spojrzał w nie, a tak wpatrzywszy się zadumał, że o wszystkiem co go otaczało zapomniał.
Liziłapa widząc zkąd wiatr powiał, stanął na ustroniu i jął sobie wzdychać i oczy przecierać, udając także żal wielki po domowej strzesze, której nie miał, i krewnych, których nie zostawił.
— Otóż i podróż nasza skończona, rzekł przeciągając się Waligóra, dalej już nie wiem dokądby i po co? Źródło żywota w arendzie u żydów młyny obraca, złota jabłoń uschła, skarby ktoś przed nami zdobył, olbrzymi śpią, Cerber na fluksją chory... trzeba powracać do domu!
— A! do domu! do domu! zawołał Rumianek, bo widzę jasno, że nie wiem czegośmy po świecie szukali...