Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/339

Ta strona została skorygowana.

jąc zrobi co mu każą.
Tymczasem Lala i Rumianek chodzili wieczorami po ogrodach rozkwitłych, bo to był wiek taki, że w królewskich wirydarzach wieczna panowała wiosna i drzewa z jednej strony rodziły, z drugiej zbierały się na pączki... Kochankowie choć nic prawie nie mówili sobie, oczy ich i serca dobrze się rozumiały. Rumianek był szczęśliwy, niepokój tylko o przyszłość go zatrważał, ale postanowił, że jeśli mu król żenić się nie pozwoli, pochwyci Lalę gwałtem, ożeni się potajemnie i uciecze z nią na kraj świata, choćby na samą krawędź ziemi, w lesie gdzieś, w chatce, na pustyni prowadząc życie karmione orzechami, miodem, powietrzem i miłością stateczną.
Zbliżyła się nareszcie chwila stanowcza, królowa widząc ich tak gruchających, przekonała się, że bez jej pośrednictwa nic z tego dobrego nie będzie, i nie mówiąc nic synowi, gdy jednego wieczora siedzieli z królem przy cedrowem łuczywie, gdyż świece palono tylko od gości, — zagadła Gwoździka o tem jak to się Lala i Rumianek kochają.
— A to bardzo dobrze, że się kochają, rzekł król dłubiąc w zębach, bo to by było wielkie nieszczęście żeby się nienawidzili.
— Ale oni się bardzo... bardzo kochają.
— No to cóż? spytał Gwoździk, którego widać w ciemię bito, bo się nie łatwo czego dorozumiewał — niech się bardzo kochają...
— A gdyby się pobrać chcieli?
— Co? co? I król porwał się, poskoczył aż zydel na którym siedział wywrócił, tak buchnął gniewny. — Co? Ślicznie go jejmość żenisz! Córka brata, to prawda, ale goła jak święty turecki, (zdaje się że już wówczas byli w Turcji i święci i golizna), a w dodatku... szewcówna! Mój syn, dodał, musi najmniej jedno królestwo dobrze zagospodarowane wziąć w posagu, i dać mi sprzymierzeńca silnego, gdyż chcę przed śmiercią zawojować parę kraików, czemu sam nie podołam, bo mi się ludzie rozleżeli.