Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/342

Ta strona została skorygowana.

— Ożenił się z Rózią! dodali towarzysze chórem.
— Tak, podchwycił Longin, a ze spowiedzi wykręcił się sianem i wykłamał... Gdyby mu prawdę całą jak było przyszło śpiewać przed nami, nieraz by się zadławił.
— Ale jakże to było, na Boga! jak to było, Konradzie? spytał Cyryll.
— Słowo w słowo jak w bajce, z tą różnicą, że w niej myśli i uczucia splątały się i splotły z wypadkami i uczynkami... zresztą nie ma tu nic czegobym ja mniej więcej na jawie nie widział i nie doznał.
Trzeba tylko do bajki dodać mały komentarz nieprzerwany, a wszystkie tajemnice się wyjaśnią i bałamuctwa okażą rzeczywistością.
— A wieleż masz dzieci? zapytał Longin.
— Jak zwykle w bajkach, dodał Konrad — już ich jest sześcioro, nie sądzę jednak żeby rachunek miał być skończony.
— Szczęście jednak jakiego doznajesz, rzekł Longin, wybiło ci zęby i dobrze wytarło czuprynę!...
— Ha! cóż robić? Homo sum, humani nihil a me alienum puto! westchnął Konrad.
— Słowa są Terencjusza, dodał Cyryll, na pewno — chociaż je i innym przypisują.
— Nie można zaprzeczyć, dorzucił Albin, ażeby nas tą powiastką nie rozerwał... jest talent!
— Chyba talencik... talenciczek, talenciątko! przerwał Longin... ale co za chaos!
Opus tumultuarium!
— Jam też nie pisarz, wymawiał się Konrad — do autorstwa pretensji nie mam, bawiłem się sobie tylko.
— A nam przerwałeś wyznania czemś przynajmniej nie tak pospolitem... molle atque facetum, za cośmy ci wdzięczni, bo któż wie jakie jeszcze nieklasyczne tragedje oczekują nas w dziejach Jordana, Cyrylla, Teofila i Baltazara?
— Za pozwoleniem, zawołał milczący Dr. Baltazar — ja wcale nie wiem czy jestem do spowiedzi obowiązany, siedmiu was związaliście się juramentem, jam tylko służył za świadka.