Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/352

Ta strona została skorygowana.

gdybym o nich był niespokojnym.
Byli dla mnie drugą rodziną — ten starzec oniemiały z boleści, ta kobieta upadająca na siłach, to dziecię miluchne, płaczące więcej przeczuciem łez niż boleścią, która jeszcze w dziewczęciu długą i głęboką być nie mogła.
Poświęciłem się im jak mogłem; szczęściem znalazłem pracę maluczką przy wydaniu słownika jakiegoś, około którego zająwszy się szczerze, na siebie i trochę dla nich zarobić mogłem.
Nie marliśmy więc z głodu, a moje i ich było jednem. Pojechałem na wieś dla wyzyskania im coś z domu, gdzie najniepoczciwsza administracja majątek gniotła, a wróciłem dniem i nocą śpiesząc do biednych, którym dopiero się potrzebnym uznałem, gdym ujrzał jak mnie przybywającego przyjęli. Nie mogę myśleć o tem com dla nich czynił, tylko z gorącą wdzięcznością, że odemnie przyjęli ten ubogi serca datek, że mnie przyswoili jak krewnego, i powierzyli się jak bratu. Chwile to były ciężkie, niedostatek, strata dziecięcia, choroba wreszcie samej pani, zmuszały mnie podwajać się, aby wszystkiemu podołać.
Jużem nie myślał ani o posadzie niezależnej, ani o przyszłości, ani nawet o nauce, kradzione tylko chwile oddając jej w nocy, a gdy mi się starej książki zachciało, nie miałem wyboru, bo im ten grosz, którybym poświęcił fantazji na chleb powszedni był potrzebny. Wśród tego cierpienia matki i jej bezsilności, musiałem myśleć o Marylce i nią się zająć, bo dziecię rosło i potrzebowało oprócz boleści co ją do życia przygotowywała, innego wychowania. Pracując nad słownikiem, a później nad tłómaczeniami, które grosz jakiś dawały, postarałem się jej o fortepian, o metra muzyki, sam resztę nauczycieli, których opłacić nie mogłem, zastępując.
Horbacz dźwignął się nieco prędzej i znowu do zaczytywania się powrócił. Ma to do siebie nałóg ten pożerania książek i myślenia, że jest skutecznem lekarstwem na boleści i silną w chwili ciężkiej odrywką.