Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/411

Ta strona została skorygowana.

czałem ją i wracałem znowu — męczyłem się straszliwie. Nareszcie otworzono mi oczy, dowiedziono, że nie była godną przywiązania i musiałem namiętność zwyciężyć... ale świat obrzydł mi zupełnie i do życia straciłem wszelką ochotę. Nie wiedząc co z sobą zrobić, postanowiłem wstąpić do wojska.
— Ty! między synami Bellony! zawołał Longin.
— Ale poczekaj-że i wysłuchaj, rzekł Teofil, była to tylko chętka i zachcenie jak inne we mnie — nie trwałe. Zrazu odmalowałem sobie to życie bohatersko jakoś, rycersko, poetycznie, ale nim mundur wdziałem jużem postrzegł, że będę kółkiem w ogromnej machinie nic nie znaczącem, numerem w szeregu liczb ogromnym: — podałem się więc za chorego i powróciłem na wieś. A co gorzej wróciłem do owej dziewczyny, wmówiwszy sobie, że ją przedemną niewinnie oczerniono...
Rzucałem się tak na różne strony, czując się nad przepaścią, a zbudzić z odrętwienia i opanować paralitycznych tych ruchów nie mogąc.
Codzień inną karmiłem się myślą, inne robiłem projekta; nazajutrz po dniu wczorajszym robota moja zdawała mi się bladą, próżną i dziecinną. Napadały na mnie spleeny, w których gwałtownie zachciewało mi się w łeb sobie wypalić, ale probując pistoletów namyśliłem się, że życie naboju prochu nie warte. To była kryzys! — dodał Teofil.
— Po niej zabrało się na ożenienie? spytał Albin.
— Jakże chcesz, żebym się ożenić mógł, zrujnowany, zardzewiały i osławiony ze złego prowadzenia się, bo cały już świat wiedział, żem jakąś dziewczynę ze wsi miał we dworze. W domach, w których bywałem koso patrzano na mnie, przyjmowano zimno, a miano za półgłówka i nie bez powodu. Starzy już osądzili, że ze mnie nic nie będzie, młodzi za niepoprawionego ekscentryka, nikt nie chciał przyjacielskiej wyciągnąć dłoni.
Nagle chodząc po pokoju wieczorem i nudząc się śmiertelnie, zacząłem myśleć, żeby czas zabić.