Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/413

Ta strona została skorygowana.

chętka wrócenia do pióra, zwłaszcza że o tomiku poezij ktoś później wspomniał życzliwie; i dwa epigrafy znalazłem z nich wcięte do jakiejś powieści. Znowu więc napisałem coś sobie... powieść, fantazją, gawędę, co chcecie... i wydrukowałem... najniepotrzebniej. Dość jest rzucić w paszczę tę włos jeden z głowy, by cię całego w nią pociągnął... Pochwała wkłada kajdany, nagana rozjątrza i budzi, obojętność niepokoi i drażni, — nie chce się zmilczeć, nie może odpocząć, a trochę wziętości pobudza do porywania się na zuchwałe zdobycze... Stałem się tak niewolnikiem pióra i zaprzedaniem papieru, oglądając się co mówiono o mnie, podsłuchując, nie śpiąc spokojnie dla tego, że ktoś o sto mil nie zasmakował w mojem gryzmoleniu. Pojmijcież człowieka! jemu zawsze potrzeba czemś się gryźć, czegoś się spodziewać, iść do czegoś koniecznie...
Teofil westchnął i zatrzymał się chwilę.
— Miałżeby to być koniec? zapytał Albin — nie!
— A! nie, to dopiero początek dziejów ostatecznych... odparł spowiadający się smutnie. Wyratowany językami wschodnemi od rozpaczy i upadku, przez literaturę znowu połączyłem się ze światem. Trochę sławy zdobytej gorzko i niestety — nie przyznanej mi jednogłośnie — uczyniło mnie dla ludzi osobliwością — anim się postrzegł jak zostałem wielkim człowiekiem powiatowym. Ludzie powoli, ostrożnie zaczęli się zbliżać do mnie, zaglądać, sondować, a przekonawszy się, że nie kąsam i nie kaleczę, powoli pozbyli się dawnych przeciwko mnie uprzedzeń... Byłem człowiekiem drukowanym i ciekawym.
Znowu się tedy jakoś na nogi podniosłszy, bo i majątek dzięki staremu ekonomowi znacznie się podźwignął kilku dobremi laty, zacząłem puszczać się w towarzystwo i nie tak już kwaśno mnie przyjmowano, a płeć piękna ciekawie spoglądała na dziwaka — literata.
Raz powracając z jarmarku w Kobyłówce późną nocą, spotkałem się na drodze z młodym szlachcicem Juljanem Maczyńskim, z którym razem tego dnia kupowa-