Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

ale mało kto potem miał dość odwagi by mu powiedzieć — nie chcę ciebie.
Tu on też nieco odmienną przybrał sobie fizjognomiją i potrafił wcisnąć we wszystkie kółka, których być częścią zapragnął; wszedł w jedne przebojem, w drugie grubem pochlebstwem, które dla baczniejszych na szyderstwo wyglądało.
Wszędzie go było pełno i w końcu przywykliśmy do tej postaci, która w orkiestrze młodzieży stanowiła nótę odrębną, prawie potrzebną... Był to zresztą użyteczny członek społeczności jako wieczny sprzymierzeniec słabszych i uciśnionych; stawał w ich obronie, nie dla przyjemności wspomagania, ale dla tego by grać jakąś rolę i walczyć z silniejszymi. Gardłował, chodził, bronił rozwijając działalność wielką, i tem sobie wreszcie pozyskał względy ogółu. Miał i ten takt, że rzadko z kogo w oczy szydził, ale nie było kogo by oszczędził pokątnie, a każdy mógł sobie myśleć, — przynajmniej, że mnie nie zaczepia.
Ze strachu i przez niedbalstwo dano mu wziąć górę powoli, a co raz zdobył tego już więcej nie puścił.
Takim był Longin przezwany Aleksandrem Macedońskim z krzywdą dla bohatera, którego charakter nie zgadzał się wcale z rysami tej postaci zuchwałej, śmiesznej, ale nie bez pewnych cech niepospolitych, do których należała odwaga wielka i niezachwiana wiara w to, że wola człowieka jest tajemniczą dźwignią, co światami wstrząsnąć może.


Konrad Popiel, wielkiego imienia dziedzic i chłopak bogaty, niedaleki sąsiad Wilna, bo majętność ich o kilka mil od niego położoną była, z rzędu czwartym się liczył członkiem tego studenckiego klubu, niemniej od poprzedzających zastanawiającym. Spojrzawszy nań widać tylko było pospolitego i przystojnego elegancika, którego mundurzyk z cieńkiego sukna skrojony był według ostatniej uniwersyteckiej mody, płaszcz podbity karmazynową kitajką, fontaż chustki zawiązany szeroko,