Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

Dla tego i ciągle wpadający w niedorzeczność i sprzeczność z samym sobą, zapominający dziś co mówił wczora paniczyk-demokrata, był nam ukochanym bratem.
Sądziliśmy że lepsza myśl goła co się kiedyś w czyn wcielić może, niż sfałszowanie myśli na poparcie złych czynności. Nie dobre jest rozdwojenie w człowieku dowodzące słabości, ale ono lepsze może niż zupełne zaparcie się ideału, i podtrzymywanie krzywej drogi krzywszem jeszcze rozumowaniem. Z tego stanu rozdwojenia kiedyżkolwiek wynijść można, bo myśl i słowo choć nie rychło, choć cząstkowo pociągną do czynu, zrobi się choć maluczko, i to dobrze; ale zupełnie obłąkany człowiek, nie ma zasady, z którejby mógł się nawet odrodzić.
Konrad jakkolwiek się starał wygrać przed nami rolę myśliciela, wprędce okrył się śmiesznością; nie tailiśmy się przed sobą i przed nim z wrażenia jakie czynił, i powoli żartować poczęliśmy przy każdem spotkaniu. Nie zraził się tem wcale, ale podwoił dozę komedji, i starań o popis, co podwoiło śmieszność. Konrad wszedł w lik oryginałów, których naszemu społeczeństwu nie brakło. Im więcej się czuł upokorzonym jako genjusz, tem z gorętszem staraniem zwracał do paniczykowstwa, stroju i elegancji. Dla nas zaś, jakby się chciał od żartów wykupić, był dziwnie uprzejmy, grzeczny, dobry, i stał się co się zowie kolegą, i nie raz poświecił wieczór w mieście dla towarzyszów, dał się nakarmić niepoczciwem jadłem dla miłości ich, i zaszargał na przechadzkach, aby od ogółu nie odstrychnąć.
W jego milutkich wyświeżonych pokoikach każda wizyta czyniła rewolucję i szkody niepowetowane — nigdy jednak nie syknął na to barbarzyństwo z jakiem zabłocone bóty szarzały jego kanapę adamaszkową, fajki popiołem posypywały dywan, a herbata plamiła mu serwety z kutasami, które pokrywały stoliki. Nieraz boleśnie uczuć musiał rozbity bursztyn wspaniały, złamaną antybkę i jaśmin, splugawiouą posadzkę woskowaną, przewróconą toaletę, — ale się śmiał i ściskał,