Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

widziadła.
Teofil nie był z nich najmłodszym choć na dzieciaka wyglądał; prawie zawsze widzieć go było można wesołym i niezmiernie zajętym; spieszył się ciągle, nie chodził ale biegał, potrącał przechodzących, lada widok go zatrzymywał, o wszystkiem dowiedzieć się pragnął, i wszędzie nastawiał ucha. Minę też miał ożywioną, oczy biegające, ruchy gwałtowne, a nikt go pół godziny na jednem miejscu siedzącego nie widział.
Małego dosyć wzrostu, blondyn, oczy miał ciemne, małe, ruchliwe i błyszczące, usta rumiane i wydatne, nosek mały i kształtny, twarz drobną i zaokrągloną, czasem wyglądał na eleganta, niekiedy zaniedbywał się zupełnie. Kochał się równie często i łatwo jak Konrad, ale miłości jego były wcale innego rodzaju, nie sięgały wysoko, schodziły zbyt czasem nizko, szukając w błocie djamentów, które się rzadko po kałużach trafiają. W pierwszej chwili zakochania był Werterem, przysposabiającym pistolety, ale najlżejsza przeciwność ostudzała go i po chwili przerażającej boleści, z której szaleć się zdawał, przechodził w zupełną obojętność.
Umysł i serce miał niespokojne, i nigdy długo nie mógł wytrwać w stanie chłodnym normalnym, bez jakiegoś rozgorączkowania, rzekłbyś, że jak Salamandra do życia potrzebował płomienia. Gdy przez dni kilka brakło przedmiotu żeby weń wlał życie i gwałtownie go zajął, chodził jak chory i obumarły, a raczej wlókł się osowiały, w przekonaniu, że niebezpiecznie jest cierpiącym, ale lada wrażenie z tej choroby leczyło.
Całe życie jego przechodziło w takich paroksyzmach podbudzenia gwałtownego i zupełnej po niem prostracji... szaleństwa i rozpaczy, znużenia i gorączki. Wiedziano, że na to poczciwe lecz niebezpiecznemu temperamentowi podległe serce trudno było rachować; poświęcenie nagłe nic go nie kosztowało, wytrwanie było niepodobieństwem; w pierwszej chwili oddałby koszulę, ostygłszy nie chciał patrzeć na tego, któremu wprzód poprzysięgał przyjaźń do śmierci.
Na nieustanny taki ogień nie mogąc sam sobie