Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

nie uiszczali się wierzyciele i co raz zarobił, tracił, nieoględnie powierzywszy. Ale innegoby może było do rozpaczy przywiodło i na wieki szyki splątało, Baltazara zrazić nie potrafiło. Rozpoczął na nowo zawód swój ostrożniej, wybierając domy, bez zapału, ale sumiennie spełniając zobowiązania, nie dając się światu zagarnąć i stale przysposabiając do obranego zawodu.
Potrzeba było w istocie niczem nie zmożonej wytrwałości jego, żeby zapomniawszy o szkołach, skosztowawszy trochę swobody, podstarzałemu a mogącemu mieć zawsze kawałek chleba, powrócić znowu na ławę, siąść na niej obok młokosów i rozpoczynać ab ovo studenckiego życia koleje.
Baltazar w chwilach wolnych na wsi od zatrudnień bakałarskich przysposabiał się do medycyny, którą sobie obrał zawczasu, tak, że gdy przybył do Wilna lepiej od innych był przygotowanym, miał książki, ogólne pojęcia o rzeczy i stawał do tej walki inaczej od nas uzbrojony.
Całkiem też inaczej uczył się niż inni, systematyczniej, łatwiej i pilniej daleko, to pewna. Obrachowawszy ile mu na pięć lat kursów było potrzeba do życia, panując nad sobą despotycznie, ani litością niewczesną, ani złudzeniem żadnem, ani spuszczaniem na Opatrzność nie pomięszał sobie wcześnie porobionych rachunków. Dla siebie i dla drugich zarówno był nielitościwym, a porządek drobnostkowy stanowił jedną z ważnych sprężyn jego życia. Co raz pomyślał i powiedział sobie tego dopełnił niechybnie, niczem się odwieść nie dając od zamierzonego celu. Wszystko u niego było z góry wyrachowane, nawet wypadek choroby ciężkiej i kosztów jakie za sobą mogła pociągnąć, które w razie zdrowia inne otrzymywały przeznaczenie.
Dla współtowarzyszów jakkolwiek zrazu nie sympatyczną był figurą, bo każdego chłostał jak dzieciaka morałami z zimną krwią starego pedagoga; — musiano jednak uznać jego wyższość nad sobą i uważać go za reprezentanta chłodnego rozsądku w gronie, w którem fantazje, marzenia i serca popędy panowały.