Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/428

Ta strona została skorygowana.

i wypiciu herbaty przy mogile, dano rozkaz cichy do wymarszu... Na powózce kapitana jechała kobieta z ręką skrwawioną, z włosem rozczochranym... i patrzyła w dal oczyma chciwemi. Gdy mijali trupa, stojącego u drzewa, roześmiała się dziko, klasnęła w dłonie i zaśpiewała...
Ciągnęły tak dwa owe oddziały jeden za drugim... ostrożniejszy Karol, gdy się choć na chwilę zatrzymać przyszło, wysyłał straże poza siebie, aby się przekonać, czy nie jest ściganym. Roztropny Wojtek nad ranem przybiegł mu szepnąć, iż Moskale ciągną nie w zbyt znacznej liczbie, znużeni i podobno myślą broń w kozły postawiwszy, godzinę u skraju lasu odpocząć. Nowina ta pobiegła z ust do ust... myśl jak błyskawica przeleciała po sercach wszystkich, aby nie dając im czasu na wypoczynek, napaść pierwszym niespodzianie. Wyższość ma zawsze pewną, ten co śmiało sam uderza na nieprzyjaciela. Karolowi do serca przypadała ochota młodzieży, ale się po trosze obawiał jej narazić, nie rozpatrzywszy się dobrze. Wojtek się klął, iż żołnierze byli bez dział, bez koni, piesi i nie przechodzili o wiele liczby powstańców. Wszakże kapitan i Karol postanowili, kazawszy się przysposobić do walki, ponabijać broń i ufor-