Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

„Nie straciła nic tylko z dawnej zalotności. Uczy się dobrze, ale nadzwyczajnych zdolności nie ma, muzyka ją bawi, ale ucha i uczucia jej nie obiecuje...
„Sam na sam będąc z Wernerową, zapytałam jej o zdanie, o to, co najwybitniejszego w niej znajduje.
„Chwaliła mi wychowanicę wogóle, ale zmuszona przyznała, że zalotności i ona spostrzegła wiele, a w umyśle zdolności nadzwyczajnych nie odkryła...
„— Fenomenu i cudu się z niej nie spodziewam, ale mi wstydu nie zrobi — zakończyła...
„Wzięłam na parę dni do siebie i Jadwisi pannę Kamilę, aby czynić nad nią spostrzeżenia. Dowiedziałam się tylko, którzy nauczyciele są — przystojni, a w ulicy nie było jednego młodego człowieka przechodzącego, któregoby Jadwisi po nazwisku nie mogła wymienić.
„Z pobytu w mieście znalazłam ją tak szczęśliwą, że wcale za Młynyskami nie tęskniła...
„Myślałam, że się będzie bardzo czule dopytywać o opiekuna. W początku istotnie mówiła o nim, ale się zdradziła z tem, że się przezemnie spodziewała podarku od niego.
„Przymówiła się o nowe sukienki i stroiki, utrzymując, że inne jej współuczennice daleko były lepiej wyposażone.
„— Moja Kamilko — odpowiedziałam jej — one są dziećmi majętnych rodziców, a ty sierotą na łasce pana Bożaka. I to, co masz, jest już bardzo wiele.
„— Ale pan Bożak bogaty? — odparła.
„— Tak, tylko nie ma obowiązku dzielić się z tobą. Serce ma dobre i czyni przez miłosierdzie.
„Skrzywiła się na miłosierdzie i uśmiechnęła tak jakoś, jakby się już czego innego domyślała.
„Wogóle wrażenie na mnie uczyniła — smutne, ale się samej siebie lękam, nie wierzę sobie, i Bożakowi powiem tylko, co znalazłam dobrego. Na co go zrażać zawczasu? A potem? Zdaż się to na co?
„Tak sobie powiedziawszy, powróciłam z Jadwisią, a byłam tak niecierpliwie oczekiwaną, że Bożaka zastałam już w Sosenkach, bo wyrachował, że dnia tego powinnam powrócić.
„Nie dał mi się prawie rozebrać i przeodziać, tak mu pilno było wiedzieć coś o Kamilce. Umyślniem go wytrzymała długo, wskazując na Jadwisię, bom przy niej nie chciała i nie mogła być otwartą.
„Chwaliłam mu wychowankę, ale nie zataiłam, że jest dosyć trzpiotowatą i zalotną. Wernerową sama to postrzegła...
„— Proszę panny Albiny — przerwał gorąco — kobiecie troszkę zalotności jest koniecznie potrzebnem. Niech mi pani wierzy. Piękna istota musi instynktowo starać się podobać i podnieść to, co czuje w sobie, co jest jej skarbem.
„Musiałam mu ja opisać jak wygląda, powtarzać jej słowa i śmiać się, gdy każde z nich oprawiał w dodane przez siebie brylanty.




Rok, który Kamilka spędzić miała na pensji, upłynął. Sędzina z córką i z Albiną pojechały po nią. Ułożonem było, że na wakacje wziąć ją obiecywała Czarlińska.
Sędzina, która przez rok ten cały nie widziała Kamilli, niezmiernie była zdziwioną, zobaczywszy ją.
Z dziecka na pół, stała się zupełnie, nagle dorosłą panienką; może aż do zbytku na wiek swój dojrzała.
Albina znajdowała trochę złośliwie, że pochwytała dużo, a nie umiała nic, ale mówić mogła o wszystkiem. Uważała też, iż więcej ją obchodziło życie, niż nauka, do której szczególnego powołania nie czuła. Co do wdzięku — sędzina zgadzała się z Albiną i z panią Wernerową, iż dziewczę, dojrzewając, raczej straciło coś z niego, niż wypiękniało. Rysy jej zgrubiały, zawcześnie zbytnio zaokrągliły się kształty, urok dziecięcy zatarł się, była ładną, świeżą, ale pospolitą.
— Czekajmy, co powiedzą mężczyźni! — szepnęła Albina — my, przez nasze oczy kobiece, patrzymy inaczej.
I tym razem w Sosenkach czekał na przybycie swej wychowanki Bożak; ale miał tyle mocy nad sobą, że przy powitaniu szczególnego mą nie okazał zajęcia.
Kamilka była drżąca i jak wiśnia zarumieniona. Milczący i zdaleka na nią spoglądając, przysłuchując się, siedział p. Onufry do późna. Niepodobna było odgadnąć, jakiego doznał wrażenia; podziękował sędzinie i Albinie, i odjechał do Młynysk.
Nazajutrz spodziewano się go, ale nie przybył.
Zdziwiło to Wysocką, a Kamilka ciągle biegała do okien i wyglądała opiekuna, wystroiwszy się do niego bardzo starannie.