Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

Trzeciego dnia po obiedzie nadjechał Bożak; wybiegła naprzeciw niego wychowanka, ale ją powitał dosyć chłodno.
W kwadrans potem wyciągnął Wysocką na rozmowę do ogrodu.
— Jakżeż ją pan znalazł? — pytała go.
— Inną, niż się spodziewałem — odparł. — Wernerowa, ja nie wiem, wpływ tego miasteczka... trudno wytłumaczyć, uczyniły ją... jak się wyrazić?... pospolitą.. Straciła wiele.
Westchnął.
Albinie żal się go zrobiło.
— Przypatrz się pan lepiej — rzekła — wyciągnij ją na rozmowę, staraj się poznać bliżej. Wychowanie skończone nie jest, zaledwie rozpoczęte... wiele jecze zyskać może.
— Ale odzyskać tego, co straciła — dodał Bożak — wątpię.
W saloniku potem opiekun się przysiadł do wychowanki i począł z nią rozmowę o... mieście i o pensji.
Albina z sędziną usunęły się dość daleko, aby swobodnemu szczebiotaniu dziewczęcia nie przeszkadzać.
Wysocka tylko badała twarz Bożaka, czyniąc z niej wnioski. Nie mogła wyczytać na nim zbytniego zachwytu. O ile pochwycić się dało ze szczebiotu Kamilki, rozpowiadała dosyć pospolite rzeczy, i spostrzeżenia jej nie odznaczały się oryginalnością.
Bożak słuchał coraz posępniejszy.
Dziewczę, więcej oczyma, niż ustami, starało się go ująć. Znajdowało się z pewną zalotnością powstrzymywaną, lecz jakby oczekującą znaku tylko do wybuchnięcia żywszego.
Pan Onufry nie dał jej najmniejszej zachęty — był zimny.
Albina powinna się była tem uradować, a wistocie drżała i doznawała uczucia niewysłowionego. Zdawała się boleć nad zawodem Bożaka i nad dziewczęciem.
Po herbacie zbliżył się p. Onufry poufnie do Wysockiej.
— Wie pani — rzekł — niema na świecie nic smutniejszego dla kobiet nad wychowanie na pensjach. Ściera ono z nich, co z domu naiwnego i dobrego przynoszą, a nadaje im taki charakter i fizjognomję pospolitą, trywjalną, że...
Nie dokończył.
— Pan sądzisz, że pensja winna? — spytała Albina.
— Straszliwie, okrutnie mi ją popsuła pani Wernerowa — zawołał Bożak. — Jestem w najwyższym stopniu rozczarowany, ostygły.
Albina milczała. Chwilę chodzili po pokoju, nie rozpoczynając rozmowy.
— Różne mi się myśli snują po głowie — dodał Bożak. — Wychowania rozpoczętego nie mogę przerwać; radbym zmienić rodzaj jego, metodę, to, ale niepewien jestem, co począć.
— Ja także — dodała Wysocka.
Bożak, po długiem milczeniu, znowu rzekł smutnie:
— Człowiek ulega tylu metamorfozom niespodziewanym, ma takie mementa w życiu niezrozumiałe... Pani nie znajdujesz Kamilki dziwnie pospolitą, dziwnie podobną teraz do pierwszej lepszej młodszej warszawskiej?
Zmilczała Wysocka.
— Pomóż-że bo mi pani, abym nie miał sobie do wyrzucenia, żem postąpił po trzpiotowsku i nielitościwie.
Wysocka nie umiała nic poradzić.
Bożak wpadł potem na myśl, że wpływ Albiny, ciągłe z nią obcowanie, mogłyby na Kamilkę wpłynąć bardzo korzystnie. Chwycił się tej myśli z niezmierną gorącością, ale nim się z nią wydał, naprzód chciał wyrozumieć sędzinę, czyby się zgodziła na to, aby Kamilka u niej przy Wysockiej pozostała?
Nie chciał jej Czarlińskiej odbierać, a pragnął pozyskać dla swej wychowanki.
Zagadnięta, choć nadzwyczaj łagodnie i zręcznie, sędzina zmieszała się mocno. Nie życzyła sobie ani stracić kochanej Albiny, ani córce dawać towarzyszki, której wyłącznie instynkt macierzyński lękać się jej kazał. Zaczęła się delikatnie wymawiać szczupłością domu, warunkami swojego życia — i prosiła o czas do namysłu.
Dla sędziny groźba stracenia Wysockiej była tak straszna, że gotowa była nawet Kamilę przyjąć, byle jej nie odebrano z Sosenek. Bożak zaś i lepiej mógł zapłacić, i Albina za rodziców miała dla niego obowiązki.
Po wyjeździć pana Onufrego, przestraszona Czarlińska pochwyciła Albinę do swojego pokoju.
— Moja ty złota, dobra, kochana — zawołała, rzucając się jej na szyję. — Nie opuszczaj mnie! Mówił ci co Bożak?
— O czem?
— O Kamilli.
— Tylko, że wogóle doznał zawodu.
— Ale jemu się zdaje — dodała sędzina — że gdybyś ty się zajęła jej wychowaniem, dałoby się to naprawić. Wystaw sobie, on chce, abym ja tę dziewczynę wzięła do siebie, aby się wychowywała z Jadwisią przy tobie, a ja nie życzę sobie, aby ta towarzyszka, której my nie znamy, popsuła mi moją Jadwisię. Co tu robić?
Miczała zamyślona Albina.