Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

Ludzie nawet co wczoraj byli katami, jutro mówią o cywilizacyi i cnocie ze słodyczą anielską. Nie rozpoznasz tu oprawcy od dobroczyńcy... duchownego od policyanta, ministra od złodzieja... i nie możesz być pewnym, czy ta, co się zowie żoną, nie jest nieprzyjaciółką...
Trupy w mundurach chodzą w biały dzień po ulicach, a żywych kładną do trumien, gdy się im uprzykrzą... rowolucya knuje się po pałacach, a konserwatyzm chroni po chatach... djabeł podaje święconą wodę, a ksiądz przy spowiedzi romansuje z penitentką... Taki to świat!
Charakterem téj stolicy jest nie mieć żadnego, przybierać wszystkie możliwe i nie módz sobie nadać właściwego. Jest to, jak powiedział Adam, zlepek małpowanych gmachów i życia zmięszanego z ostateczności, z jego przepychów i brudów, zbytków i nędzy... Nad tą kupą śmieci złocistych rozwieszona purpura olbrzymiego państwa pokrywa wszystko.
Nie będąc niczém wydatniéj, ani miastem handlowém, ani stolicą sztuki, ani ogniskiem literatury, ani kierownikiem spółecznego życia, jest Petersburg przecie czémś — wielkiemi koszarami wojskowemi. Chodzi dzień i noc w mundurze, stoi na szyldwachu i odbywa musztry tak dobrze w salonach, jak na placu rewii... Nabożeństwo jest exercerunkiem popów i manewrami pobożnych, pokłony biją się pod komenderówką, raz, dwa, trzy,