Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1009

Ta strona została skorygowana.

Berlina spotyka. Była to jasna blondynka z główką puklami włosów otoczoną, z niebieskiemi, słodziuchnemi oczyma, z uśmiechem łagodnym i pieszczonym na ustach. Ubrana wytwornie, okryta atłasem, koronkami, futerkiem, klejnocikami błyszczącemi lecz ułożonemi ze smakiem, wyglądała raczéj na zabłąkaną panią dobrego towarzystwa niż na — co innego.
Ruch był wdzięczny, postawa zręczna, ukłon i minka nie raziły zalotnością, owszem była w nich jakaś dziecinna skromność i obawa.
Kniaź, wielki kobiet wielbiciel, wpatrzył się zdziwiony w to niewytłómaczone zjawisko...
— Przepraszam za natrętność moję — odezwała się uśmiechając kobieta — książę mi daruje... byłam ciekawa jak kobieta... kogoś, co w naszych prozaicznych czasach odgrywa żywe sceny z dramatów... Jestem... a! jestem tą nieszczęśliwą, któréj użyto, aby tu sprowadzić tego pana... nieznajomego mi.. I jakże? udało się księciu? mam powinszować?
Arusbek stał jeszcze pod czarem wdzięku i głosu...
— Ale któż pani jesteś? na Boga! i byćże może?
— Ja jestem... córką Franza Echtmüllera, którego książę użyłeś do téj sprawy... Jestem artystką teatru... występuję w teatrzyku Woltersdorfa... póki mi się nie uda przejść na Friedrich-Wilhelm-Städtisches... początki są tak trudne! Mój ojciec nie mógł już sobie dać