Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/101

Ta strona została skorygowana.

co do mnie nie należy? Przyznać muszę, że mam niepospolite szczęście, bo komu od stu lat w Szwajcaryi trafiło się na gorącym uczynku złapać samobójcę? Samobójcę! samobójcę w szopie z trywijalnym postronkiem na szyi... to nic — ale takiego artystę, który sobie wybrał pejzaż najpiękniejszy, najbardziéj malowniczą przepaść, zachód słońca najjaskrawszy... i..
Napróżno sobie drwił turysta, jakiś fatalizm pchnął go i w chwili, gdy miał być świadkiem dramatu — najniepotrzebniéj wmięszał się do niego. Że nie mógł się spodziewać podziękowania, dowiodło mu otwarcie powiek ofiar... i pierwszy wyraz, który się wyrwał z ust jego.
— Przeklęty!
Nieznajomy wybawiciel był w usposobieniu ironiczném i w niém jak widać pozostał, scena ta nie oddziałała nań, począł więc, przytrzymując rozbudzonego z omdlenia młodzieńca:
— Najmocniéj pana przepraszam, że mu przerwałem jego gimnastyczne ćwiczenia, ale nerwy mam słabe i patrzeć na to nie mogę. Znajduję téż, że ze wszystkich sposobów odbierania sobie życia, ten, który pan wybrałeś na prędce — jest najmniéj pewny i najnieprzyjemniejszy. Któż widział, mając strychninę, nikotynę i różne niewinne sposoby ukończenia dramatu, narażać się na niepewne szansy rozbijania się o skały? Instynkt konserwacyjny mógłby rękę zmusić chwycić za krzak, mogłoby nastąpić zawieszenie, szamotanie się,