Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1010

Ta strona została skorygowana.

rady z tym panem... musiałam mu pomódz trochę! Ależ miałam strachu wiele, wiele!
Zaczęła się śmiać.
Arusbek zrozumiał wreszcie, iż zapewne za strach ten i poświęcenie wypadało się wywdzięczyć. Miał właśnie kilkanaście frydrychsdorów w kieszeni i z nieśmiałością je wydobył. Na sam ruch ten domyślając się snać, o co idzie, artystka cofnęła się zarumieniona.
— A! mości książę! — rzekła — teraz dopiero widzę, jak niedobrą grałam rolę!... dla miłości sztuki! Wierz mi książę... tak! tylko dla miłości sztuki... i przez dziecięcą ciekawość...
Jeszcze większe zdumienie ogarnęło Arusbeka i znalazł ją ładniejszą jeszcze z tym rumieńcem i wstydem, choć mimowolnie pomyślał sobie, że i to wszystko musiało być komedyą jeszcze...
— Miałam — poczęła wracając jakby do siebie artystka — na wszelki przypadek rewolwer w kieszeni... Tu dobyła go i pokazała. — A jednak — kończyła — gdyś książę wchodził, o mało już nie omdlałam ze strachu...
Arusbek nie wiedział, co mówić; patrzał, patrzał na śliczne oczy niebieskie i nie mógł się nasycić niemi.
— Wiesz pani — rzekł — pomogłaś mi do spełnienia dobrego uczynku, jestem w téj chwili szczęśliwy, bom przyjaciela uratował... a jednak... proszę mi wie-