Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/1020

Ta strona została skorygowana.

pełnie spokojną i twarz miała wypogodzoną, na oczach tylko pozostały jakby ślady obmytych łez — choć źrenice patrzały pogodnie. Pułkownikowa mówiła o synie, trochę się już niepokojąc o niego... Zwykle wychodziła ona często z pokoju i zostawiała księcia sam na sam z Michaliną; tego dnia trafiło się dziwnie, iż ani na chwilę nie rozłączyła się z niemi, tak że mimo najgorętszego pragnienia i zabiegów Arusbek słowa poufnie powiedzieć jéj nie mógł. Widoczném było, że i ona téj rozmowy unikała. Nie zdało się to dobrym znakiem księciu, ale przecież wmawiał sobie, że nadzieja nie była straconą. Cały ranek przeszedł tak na obojętnéj pogadance, w któréj pułkownikowa żywsza niż zwykle uczestniczyła. Mówiono wiele o jenerale, o projektach na przyszłość... o Berlinie, o Polsce... Książę opowiadał całkiem nieznane anegdoty ze swego świata, które go mogły w trochę lepszém, niż pospolicie malowany bywa, — wystawić świetle.
Sądził, że późniéj pułkownikowa zostawi ich samych, choćby na tyle czasu, iżby jéj mógł powtórzyć — niewyczerpane owe — kocham ciebie! którego usta nigdy dosyć się napowtarzać nie mogą. Niestety! musiał tę pieśń śpiewać tylko oczyma i milczeć.
Po obiedzie panie same wyjechały do sklepów, Arusbek wyszedł na przechadzkę. Gdy do domu powrócił, zastał już jenerała. Żeby mu tym razem rad był bardzo — trudno przypuszczać; nie wiele on prze-